Nosi nas z miejsca w miejsce, choć przecież pracujemy, pracujemy często więcej niż inni. Szczęśliwie zaplanowałam w grudniu jeden wolny weekend, który dość szybko zapełnił się doskonałym planem: Kasia Bellingham (chyba nie trzeba przedstawiać - tutaj), wraz z przemiłymi sąsiadkami zorganizowała warsztaty wiankowe.
Nasze piękne wianki! |
Wyruszyliśmy zatem przez zaśnieżone Kaszuby, aby wiankować w cudnym, inspirującym towarzystwie... w ogrodzie u Kasi i Andrew
A w całym ogrodzie śnieg... |
Dla każdej z nas była przygotowana "zielenina": żywozielone gałązki jodły, trochę jałowca (choć kłujący), trochę tujek (przycięte lepiej rosną, prawda?), trochę jemioły, gałązek z porostami, czerwonego derenie...
Żywa zieleń i żywa czerwień... |
Jako podstawę konstrukcji można zwinąć giętkie pędy własnoręcznie, lub wykorzystać gotowe słomiane wianki, wokół których zaplatamy nasze gałązki.
Narzędzia i stanowiska pracy... |
Tyle ile było uczestników, tyle pomysłów na zieloną bazę. Były wianki "rozczochrane" były spokojniejsze, były zrobione z małych bukiecików, były po prostu zaplecione na około. Po pewnym czasie, zielone bazy są już gotowe. Można odetchnąć i pomyśleć o zdobieniu... Choć przecież i takie, naturalne mogą już być wystarczającą ozdobą. Czy widzicie delikatnie różne odcienie zieleni?
Gotowe, zielone wianki... |
Do naszych wianków dostałyśmy ozdobny naturalne: suszone limonki, laski cynamonu, szyszki, delikatne wycinanki z kory. Trudno było się oprzeć, aby nie wykorzystać wszystkich, w bardzo bogatych dekoracjach...
Narzędzia w ruchu... |
Rozpoczęło się więc klejenie, przywiązywanie, przyszpilanie i rozważanie: może już? a może jeszcze tylko jedną szyszkę? a może zwis? a może więcej szyszek? Ostatecznie, powstały bogate, bardzo naturalne i przestrzenne wianki.
Wianek z reniferami |
Każdy inny, każdy piękny, każdy w jakimś stopniu odzwierciedlał naturę twórcy.
Wianek z szyszkami |
Choć mój wyszedł spokojny, uładzony, a przecież ja jestem chaosem, tak jak wianek koleżanki po drugiej stronie stołu... U mnie tym razem: niesymetrycznie położone ozdoby, odrobina derenia i kilka wiszących szyszek (koty jeszcze nie zauważyły).
Mój wianek |
Po wiankowaniu, ciągle nam było "nudo w rękach". Ukręciłyśmy więc małe ozdoby, małe zwisy, większe girlandy, a nawet girlandy ze zwisami...
Zdolne ręce |
Z wielkim żalem pożegnaliśmy się po warsztatach. Przed większością z nas długa droga do domu. Nie narzekajcie, że daleko, że trudno się wybrać. Zobaczcie jak było fajnie, zobaczcie, że warto...
Oj jak mi brakuje talentu w łapkach, te Wasze wianki takie piękne!
OdpowiedzUsuńDzięki! Miałyśmy wspaniałe instruktorki. Warto spróbować, to nie jest aż takie trudne jak wygląda z boku!
UsuńSzyszki na sznureczkach - bardzo efektownie to wygląda! Fajne wianki!
OdpowiedzUsuńTak, nasze koty jeszcze nie zauważyły :)
UsuńDo Kasi to warto przez pół Polski jechać. Można mieć pewność, że się tam spotka świetnych ludzi i znajdzie mnóstwo inspiracji. Dobrze, że ci co nie zdołali mogą wasze dzieła popodglądać :)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę wyprawy... Dzięki za relację! Najchętniej wybrałabym się tam w sezonie i popodziwiała ogród Kasi i Andrew, ale myślę że i ten wyjazd Twój i warsztaty były fajnym przeżyciem. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTeż kiedyś myślałam, że do Kasi to tak daleko mam, że nigdy się nie wybiorę. Ale jak raz już ruszyłam, tak teraz kilometry mi nie straszne! Wiankowego szaleństwa zazdroszczę. I jeszcze pogoda taki piękny klimat stworzyła - super!
OdpowiedzUsuń