Jak dla mnie mają same zalety: są bezproblemowe, mają różne kolory, wysokości czy nawet wzorki na płatkach, są tanie, można je wysiać z nasion, które kiełkują bez problemu albo kupić za przysłowiową złotówkę na targu. Kwitną nieprzerwanie od lata do jesieni, a potem gdy zostaną i butwieją to odstraszają nicienie glebowe...
Lubię ich kolor, jest taki energetyzujący. Miałam kiedyś takie pasemka na włosach, a czasem miewam takie paznokcie, mam taką spódnicę i bluzkę na upał też mam. Jednym słowem aksamitki w kolorze aksamitkowym są mi bliskie...
Podobają mi się też aksamitki w zieleni publicznej, zwłaszcza odmiany niskie ale wielkokwiatowe, które wyglądają jak wielkie pompony. Tak jak tutaj, koło szałwii na kolorowej rabacie w jednym z parków w Warszawie.
Aksamitki mają tak charakterystyczny kolor i kształt kwiatów (kwiatostanów), że poznałabym je zawsze. Tak pomyślałam widząc swoistą hurtownię kwiatów przy ulicy w Bombaju.
Rzut oka z samochodu, zdjęcie mało ostre, ale to przecież aksamitki! Kilka ulic dalej panowie nawlekają kwiaty tworząc piękne girlandy.
I znowu myśl o aksamitkach, ten pomarańczowy kolor i ta struktura puchatych kulek... Mijamy kilka ulic i jest stragan przed świątynią, a obok pani w pięknym (pomarańczowo-aksamitkowym) nowoczesnym stroju zamiast sari.
Aksamitka o barwie czysto pomarańczowej jest bowiem jedną ze świętych roślin dla wyznawców buddyzmu i hinduizmu. Jest uważana za roślinę, w której mieszka jedna z najważniejszych bogini, zwana Taledzu. Nie wchodząc zbyt szczegółowo w złożoną mitologię hinduizmu, jest to bogini opiekuńcza. Przez wyznawców hinduizmu jest czczona jako bogini tworząca świat, zachowująca go i broniąca przed demonami. W wielu świątyniach, na co dzień i od święta, składane są w ofierze girlandy z kwiatów aksamitki. Często są dawane gościom, turystom czy przyjezdnym.
Aby moc bogini Taledzu chroniła ludzi, kwiaty aksamitki są wieszane przy wejściach do domów, sklepów i innych miejsc zamieszkania, nawet jeżeli są one z naszej perspektywy szokująco biedne.
Nie zdziwiło mnie już, gdy znowu znalazłam się w świecie pełnym ofiar z aksamitek, na Bali. Ta indonezyjska wyspa jest zamieszkana głównie przez hinduistów, którzy składają podobne ofiary, choć nie jako wianuszki ale jako koszyczki na liściach palmy.
Ofiary leżące na plaży mają sprawić, że morze nie wyrządzi ludziom krzywdy, nie przyjdzie z niego huragan ani tsunami. Podobne ofiary składane są codziennie w świątyniach rozmieszczonych na wybrzeżu tak blisko siebie, że z każdej z nich widać sąsiednie. W ten sposób powstaje magiczna bariera mająca chronić całe wybrzeże wyspy od niszczycielskiej siły żywiołów.
Ofiary składane są także przed każdą uroczystością, każdym przedstawieniem, każdym posiłkiem, są także w każdym sklepie i każdym samochodzie. Po prostu są stałym elementem świata hindu.
Było to dla mnie bardzo wzruszające. W naszym świecie aksamitka jest niepozorna, lubiana albo nie. W świecie wyznawców hinduizmu jest niezwykle istotną rośliną związaną z obrzędami religijnymi o mistycznym znaczeniu.
Na koniec ofiara składana w wejściu do restauracji, tym razem bez aksamitek, ale z cukierkami, herbatnikami, ryżem i kwiatami hortensji.
Ciekawy jest świat w swojej nieskończonej różnorodności...