Kupując ogród, kupiłam też kompostownik.
Podeszłam do sprawy ambitnie, nabyłam zatem największy model plastikowego termo-kompostownika w kształcie piramidy i umieściłam go w specjalnie przygotowanym załamaniu płotków. I było nieźle, do momentu kiedy okazało się, że resztek do kompostowania jest dużo, a nawet dużo za dużo. W moim termokompostowniku szalały szczęśliwe dżdżownice, ale jego konstrukcja nie była tak ergonomiczna w praktyce, jak w teorii. Jednym słowem wydobycie kompostu ze środka było niemożliwe! Po co mi kompostownik, w którym kompost utyka w środku?
Postanowiliśmy zatem wybudować duży, dwukomorowy kompostownik. Długo trwały negocjacje i plany, potem przeszliśmy do etapu rysunków technicznych, potem wizyty w markecie budowlanym, upychanie elementów do bagażnika samochodu i zaczęło się konstruowanie. Założeniem było wybudowanie możliwie dużego kompostownika, który będzie miał dwie otwierane komory, z wykorzystaniem materiałów możliwie łatwo dostępnych. W efekcie w najdalszym i zacienionym kącie ogrodu wydzieliliśmy dwuczęściową zagrodę, której największe rozmiary to 2,5m x 1,7m i wysokość 1,1m. Mam nadzieję, że ta wielkość będzie wystarczająca!
Kompostownik jest oddzielony od paneli płotowych matą wiklinową, zauważyłam poprzednio, że wilgotny kompost delikatnie uszkadza płot, osłoniliśmy go więc profilaktycznie ze wszystkich stron.
Do konstrukcji ze starych desek dobudowaliśmy ażurowe ścianki z paneli płotowych, które łatwo jest przyciąć do właściwych wymiarów. Co prawda zazwyczaj w kompostownikach szczeliny ułożone są poziomo, ale u nas - pionowo. Ważne, żeby do wnętrza zapewniony był ze wszystkich stron dostęp powietrza. Jak widać, nad zagrodą jest gąszcz gałęzi: wierzby i klonów, które zacieniają to miejsce, zatrzymując wilgoć.
Każda komora ma swoje własne drzwiczki, na eleganckich zawiasikach i z haczykiem. Dzięki temu już nigdy kompost nie zostanie w środku kompostownika! Planujemy wykorzystywac komory zamiennie, dając czas, aby resztki zmieniły się w kompost. Do ideału brakuje nam jeszcze rozdrabniarki, mam dużo gałązek, których nie mam jak rozdrobnić przed wrzuceniem do kompostu.
W moim ogrodzie prowadzimy bardzo dokładną selekcję wszystkiego. Do kompostu trafiają:
- resztki ogrodowe,
- resztki roślin z ziemią z zeszłego sezonu,
- resztki kuchenne warzywno-owocowe,
- skorupki jajek,
- podarte papierowe foremki od jajek,
- ręczniki kuchenne i chusteczki,
- fusy z kawy,
- ścinki po koszeniu trawy,
- sierść zwierząt,
- resztki soków, coca-coli, płyn z kiszonych ogórków,
- koci żwirek (drewniany)....
Nie kompostujemy:
- uszkodzonych, chorych roślin,
- chwastów, zwłaszcza kwitnących,
- cytrusów ani bananów,
- torebek herbacianych...
Ważne, żeby w kompoście poszczególne składniki były wymieszane i dodawane w zbliżonych proporcjach. Warto dodawać do kompostu resztki soków, coca-coli, czy fusy z kawy lub herbaty, które sprzyjają rozwojowi bakterii i dżdżownic. Zuważyłam też, że moje dżdżownice uwielbiają obornik i delikatne wiórki drewnianego żwirku. To jest kolejna zaleta kopostu, pozbywanie się ogromnych ilości żwirku (mamy 9 kuwet dla 7 kotów, więc przerabiamy hurtowe ilości!).
W krótkim czasie, po dodaniu "zaczynu" ze starego kompostu, specjalnego preparatu bakteryjnego, oraz zadbaniu o dżdżownice (fusy z kawy i obornik oraz koci drewniany żwirek!), nasz kompost wygląda tak:
W tym roku własnym kompostem zasiliłam ogromną rabatę kwiatową, na kompoście posadziłam też rośliny przy wjeździe do garażu. Wszystkie rośliny balkonowe i tarasowe dostały mieszankę ziemi i kompostu. Sama byłam zdziwiona jak wielka to oszczędność i jakie dobrodziejstwo!
Domyślam się, że do kompostowania nikogo nie trzeba zachęcać, prawda?