Liliowce (Hemerocallis) to moje ulubione lipcowe byliny. Kwitną jak oszalałe, codziennie rano otwierając kolejne kwiaty, które opadają wieczorem. Są zupełnie mało wybredne, wolą miejsca bardziej słoneczne niż cieniste i kwitną i kwitną bez końca...
Wiosną podsypuje im trochę nawozu, podlewam w upały, a przed zimą przycinam zasychające liście. I tyle. A w zamian-codziennie inny zestaw kwiatów:
jasnych
ciemnych prawie gładkich, choć nie do końcaz ciemnym środeczkiem
i jeszcze innych i jeszcze ładniejszych jeden od drugiego...
Są jeszcze odmiany z białym brzegiem na liściach, są pająki, są fryzowane po brzegach...Niezniszczalność i nietrwałość w jednym...
Jednak czasem są zniszczalne, w tym roku nie wyrósł mi jeden z moich ulubionych, pomarańczowy z ciemnym pierścieniem w środku.
OdpowiedzUsuńAle poza tym zgadzam się z Tobą, jak tylko będę miała dużo gotówki na zbyciu zainwestuję w co najmniej kilkanaście nowych odmian :)
hi hi a dzis sobie wedrujac po moim ogrodzie pomyslałam,że mogłabys coś napisać o liliowcach...bo tak pieknie kwitna
OdpowiedzUsuńPrzepiękne te liliowce!! Ja mam odmianę o łososiowym zabarwieniu. Można je nazwać kwiatami jednego dnia :) Moje trochę odchorowały zimę i martwiłam się, że nie zakwitną, ale czytałam, że lubią być podlewane lekko ciepłą wodą i kwitnąć będą obficiej. To chyba im pomogło, bo rosną i kwitną bardzo ładnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam