30 lis 2013

Na jesiennym parapecie: Eszeweria

Bardzo podobają mi się sukulenty o regularnych rozetach. W ogrodzie mam różne rozchodniki i rojniki. Na kuchennym oknie posadziłam eszewerię (Echeveria sp.).
Bardzo lubię jej regularny pokrój i kolory liści. Liście są zielone, wpadające w tonację szarą z delikatnie muśniętymi purpurą końcami. Oczywiście są różne odmiany o różnych kolorach liści. Moja eszeweria jest jakby przyprószona szarym szronem, choć tak naprawdę są to woski ochraniające liście przed nadmiernym parowaniem.
Eszeweria, jak wiele sukulentów nie są wymagające. Pochodzą z pustynnych albo półpustynnych rejonów Ameryki Południowej, są zatem przyzwyczajone do surowych warunków. Nie ma problemu z pamiętaniem o podlewaniu, wręcz przeciwnie: trzeba się pilnować aby ich zbytnio nie podlewać i nie przenawozić. Eszewerie dobrze rosną w lekkim podłożu, podobnie jak kaktusy, z którymi mogą rosnąć w jednej kompozycji. W korzystnych warunkach, na słonecznym oknie eszeweria zakwita.
Kwiaty eszewerii nie są bardzo dekoracyjne, raczej drobne i niepozorne, wznoszą się ponad rozetą na 20-30 cm łodyżce. Pod zielonkowo-oliwkowymi łuseczkami kryją się różowe płatki, podobne do kwiatów rozchodnika.
Eszeweria jest doskonałą rośliną mieszkaniową, a latem może zdobić ogród lub taras. Nie jest bardzo wymagająca, dlatego polecam ją dla zapracowanych, zapominalskich albo do pokoju dla dzieci!
Po kilku latach uprawy powinno się ją odmłodzić, gdyż dolne liście usychają odsłaniając niezbyt dekoracyjny kikut łodygi. Możemy odsadzić potomne rozetki, albo spróbować ukorzenić odłamany listek, który powinien wypuścić małą roślinkę.
Na moim parapecie cieszę się z jej delikatnych kwiatów, które dodają radości do deszczowych szarych dni.
O tej porze roku, gdy jest tak szaro i deszczowo, warto zadbać o takie miłe, małe drobiazgi roślinne...
 

27 lis 2013

Pierwszy zimowy szron

Dzisiejszy poranek był i w mojej okolicy biały. Wszędzie igiełki szronu malowały cudne obrazy. Niestety musiałam biec w swoich sprawach do miasta, patrzyłam więc w zachwycie na mijane po drodze chaszcze, nawłocie, badylki przysypane bielą...
W miejscu do którego jechałam jest mur, stary mur obsmarowany grafiiti. A na tym murze jest dzikie wino. A na dzikim winie są igiełki szronu...
I tak, w pośpiechu i z zmarzniętymi palcami, uwieczniłam pierwszy już prawdziwie zimowy szron...




 I jeszcze oszroniona pajęczynka...
Pięknie, prawda?

26 lis 2013

Candy! Rozwiązanie

Bardzo serdecznie dziękuję za udział w mojej zabawie. Szczęśliwie, jest wiele osób, które mają kreatywne pomysły na szary listopad!
W zabawie wzięły udział panie i panowie, i było ich aż ośmioro:
Johanna z Wrzosowej Polany
Jadwiga
Aleja Kwiatowa
Maoryska Ceramika
Anonimowa Iwona bez bloga
Ondrasza
Aguniada
Karmnik
Ankha
Moja komisja wybierająco-oceniająca w osobie córki Julii zdecydowała, że w naszym Candy wygrywa:
Ankha!
 
Za najbardziej humorystyczne podejście Ania otrzyma foremki do babeczek, stempelek do płaskich ciasteczek i foremkę konika z Dalarna!
Wszystko prosto ze Szwecji w jak najbardziej skandynawskim stylu!
 
***
Ale pomyślałam, że jest czas około-świąteczny i pewnie Mikołaj będzie mógł znaleźć miłe drobiazgi schowane na dnie swojego wielgachnego wora z z prezentami i dlatego pozostali nasi goście, jeśli wykażą się cierpliwością i będą kreatywni także po Świętach, dostaną od nas małe
noworoczne niespodzianki!
Dlatego bardzo proszę wszystkie miłe Panie i miłych Panów o przesłanie adresów, na które Mikołaj będzie mógł wysłać paczuszki...






16 lis 2013

Candy! co kreatywny ogrodnik robi w listopadzie?

Jest listopad.
Jest szaro.
Jest ponuro.
Jest chłodno.
W ogrodzie już wszystko zrobione.
Co kilka dni trzeba dokupić sikorkowego jedzonka.
Zajrzeć do cebulek hiacyntowych.
Podlać wodą z nawozem cebule amarylisowe i zadbać o odpoczywające przed kolejnym kwitnieniem storczyki.
I co jeszcze?
Troszkę nudno? Wieczory długie? czym zająć ręce?
Można umościć sobie ciepły fotel, podkreślając, że to jest fotel MÓJ a nie kotów...
Ha, koty mają inne zdanie...
Siedząc na tym fotelu można czytać i czytać szukając inspiracji. Można też zająć ręce robótką na drutach i zrobić ciepłe, bardzo ciepłe zawoje pod szyjkę i na plecy.
Można powrócić do szydełkowania i zrobić pled i ogrzewacz nad łóżko.
W międzyczasie, należy troszkę się na fotelu przesunąć, bo okazuje się, że fotel wcale nie jest tylko MÓJ, ale przychodzi też Pączuszek.
Jeden kot, wcale nie przeszkadza w robótkach, prawda? Trzy koty na kolanach, w zasadzie też nie...
A jeśli koty okupują fotel, można szyć na cudownie starutkiej maszynie, która jest starsza ode mnie...

Albo wrócić do decupage'owania...

Takie są moje poza-ogrodowe zajęcia na nadchodzące długie, zimowe wieczory... Ciekawa jestem Waszych pomysłów!
Przywiozłam cudowne drobiazgi ze Szwecji i z radością przekażę je w ręce tej osoby, która napisze najfajniej o tym czym zająć ręce ogrodnika zimowa porą. Można pisać, można przysyłać zdjęcia, co chcecie...
Można przekleić banerek do siebie, albo wcale nie, jak wolicie...
Bardzo jestem ciekawa, do kogo wyślę zestaw okołociasteczkowy czyli to:
Czekam z moją podkomisją losująco-wybierającą do 25 listopada!

14 lis 2013

Kilka słów o inspiracji i pasji....

Ondrasza na swoim cudownym blogu (tutaj) przyznała mi wyróżnienie, bardzo dziękuję!
Zazwyczaj unikam, uciekam i wykręcam się... Zdecydowałam, że nie będę pisać o swoich prywatnych sprawach, wystarczy to co przemyka między linijkami. Ale Ondrasza zapytała nie o liczbę dzieci, kotów i mężów, ale o źródło inspiracji i początki pasji ogrodowej o to za co kochamy naturę i ogrody...
Bardzo mi się to spodobało, zapadłam się we wspomnieniach....
 
Pierwsze, niezbyt chlubne wspomnienie, ale trudno: z biologią w podstawówce nie było mi po drodze. Pierwszą wielką dwóję dostałam za milczenie zamiast opowieści o tym jak trawi krowa. To było chyba w czwartej klasie, dobrze wiedziałam, że krowa trawi w swoich licznych żołądkach, miesza, przeżuwa i robi różne obrzydliwe rzeczy,  których, uznałam, opowiadać publicznie nie będę. Milczałam więc dzielnie, co zakończyło się nie tylko dwóją, ale wielką awanturą w domu... Potem w liceum poległam nie raz, np. na asymilacji dwutlenku węgla i rysowaniu wzoru strukturalnego DNA, nie przyznałam się więc nikomu, że marzę o studiowaniu biologii! Na maturze z biologii, dzięki Bogu, był cykl życiowy chełbii modrej i mchu płonnika, więc bez problemu - piąteczka! A potem wielka porażka na strasznym zadaniu z chemii na egzaminie wstępnym. Nie dostałam się więc na studia biologiczne, marzyłam o bukieciarstwie, rodzina krzyczała, proponując jakiekolwiek studia w postaci farmacji, to było trudne... Przez rok pracowałam zatem w laboratorium ucząc się od nowa i biologii i chemii i powtarzając egzamin wstępny. Utwierdziłam się wtedy, że biologia to jest to! Na pierwszym roku nie wiedziałam co podoba mi się najbardziej, myślałam o algologii (czyli nauce o glonach), potem zachłysnęłam się biologią komórki i biochemią. Ostatecznie pracę magisterską zrobiłam badając szlaki przemian związków o skomplikowanych nazwach w siewkach asparagusów i bakłażanów....
Kolejne wspomnienie ze studiów to ćwiczenia terenowe: liczenie ptaków, oznaczanie roślin, wyławianie bezkręgowców z jeziora, chodzenie boso po torfowisku, nocne łowienie ryb...
Inne ważne wspomnienie to praca w laboratorium, buteleczki, roztwory, pomiary...naturalną konsekwencją był doktorat i uczenie studentów. I znowu, wcale nie botanika, ale biologia komórki, zwierzęta (szczury)...
A po doktoracie stwierdziłam, że teraz przyszedł czas na poświęcenie większej energii na to co naprawdę lubię, więc wróciłam do marzeń o ogrodzie, znowu zmieniłam zakres pracy, zaczęłam pisać artykuły ogrodnicze, gospodarując jedynie na dwóch balkonach w centrum Warszawy. Po kolejnych kilku latach, podjęłam męska decyzję, sprzedałam mieszkanie i te dwa małe balkony, kupiłam dom z ogrodem i już...W zasadzie nie już koniec tylko już nowy początek...
Byłam tak zdeterminowana, że skrzynki z sadzonkami do ogrodu stały na tych balkonach warstwami zanim kupiłam dom, mój dobry wymarzony dom, który oczywiście chciał kupić ktoś inny, ale potem zrezygnował i właśnie wtedy ktoś postanowił kupić moje mieszkanie. Więc mam swój wymarzony dom i ogród...
I wcale nie było jak w bajce...Ale to pomijamy....Nie piszemy o złych ludziach, złych wydarzeniach, trudnych chwilach zwątpienia...
W międzyczasie przypomniałam sobie, że kiedyś marzyłam o byciu biologiem terenowym, kupiłam kalosze i lornetkę i wróciłam do przyrodniczych wyjazdów terenowych. Przypomniałam sobie, że lubię uczyć, więc uczę nauczycieli, jeżdżąc po Polsce, odwiedzając ciekawe miejsca. Uczę też młodzież, szczęśliwie nie w szkolnej rutynie, przekonując, że jedna dwója nie przekreśla szans na ciekawe życie...
W dzieciństwie czytywałam, znałam na pamięć książki o uprawie roślin z babcinej biblioteczki, potem sama takie konsultowałam. Nie lubiłam albo podziwiałam moje kolejne nauczycielki, teraz kształcę nauczycieli, pisze programy nauczania i podręczniki...
A ponieważ nigdy nie zajmuję się tylko jedną rzeczą, to uczestniczę w wielu innych projektach edukacyjnych, przyrodniczych, naukowych, co pozwala na odwiedzanie kolejnych pięknych miejsc, ogrodów, rezerwatów, skansenów... W pewnym sensie, dostałam więcej niż chciałam, zajmuję się tak pasjonującymi sprawami, ani przez chwilę nie żałuję życiowych zakrętów, które sprawiły, że nie zostałam florystką, ani profesorem od glonów, tak jak kiedyś marzyłam....
 
Mam dorosłą córkę humanistkę, nie-męża sceptyka ogrodniczego, siedem kotów, dwa psy i wiele planów... Naturę kocham za spokój, za ciszę, za trwałość i za bezkres...
Ondraszo, czy wystarczy? A jakie są Wasze początki pasji?
 

10 lis 2013

Już szary listopad - a kwitnie kalina...

Mija kolejny tydzień listopada. Za oknem przeważają szarości. Wiele z moich ulubionych roślin zaczyna zanikać. Niektóre robią to bardzo malowniczo. Bardzo lubię rozpadające się, szeleszczące kwiatostany hortensji...
Bardzo podobnie wyglądają puchate jeszcze niedawno kwiatostany perukowca podolskiego.
Duży purpurowy liść w tle to hortensja dębolistna, kto jeszcze nie ma u siebie, niech żałuje!
Inne rośliny, tak jak posadzone niedawno turzyce (więcej tutaj), są jeszcze bardzo dekoracyjne, potwierdzając, że był to dobry zakup.
Po ogrodzie przechodzą chwilami promienie niskiego słoneczka. Robi się bardzo, bardzo nastrojowo. Czerwone pędy derenia już mam w domu w wazonie, zostały tylko nieliczne, dodając ostrego koloru do tej zgaszonej rabaty.
A pod drzewami zbierają siły na wiosnę te rośliny, które wystartują najwcześniej: ciemierniki już z pąkami, duże kępy przylaszczek i miodunka o łaciatych liściach.
W zacisznym miejscu zakwitła kalina wonna, już po raz drugi w tym roku. Poprzednio kwitła w kwietniu (zobacz tu), spodziewałam się zatem kwiatów raczej za pół roku! Ten gatunek kaliny często sadzony jest na zachodzie Europy i tam jest traktowany jako krzew ozdobny zimą, gdyż zakwita właśnie przy takiej pogodzie. Jesienią czy wiosną, jest cudownie delikatna i bardzo silnie pachnąca!

W tym roku kupiliśmy duży karmnik i mnóstwo ziarenek. Poza ziarnami czarnego słonecznika, dokupiłam gotowe mieszanki, które w szerokim wyborze pojawiły się w tym roku w moim sklepie. Nie wiem jak u Was, ale u nas jest to zupełna nowość. Ponieważ w zimie działamy jako placówka zbiorowego żywienia sikorek, najbardziej interesują mnie 25 kg worki. Nasz nowy karmnik już działa, musimy tylko dodać małych listewek, żeby sroki nie mieściły się do środka...

Ostatnią dzisiejszą przyjemnością było posadzenie ostatnich cebulek. W moich okolicach trwają wyprzedaże cebulek, na których znalazłam coś bardzo oryginalnego: tulipana pospolitego (łąkowego) czyli Tulipa sylvestris (więcej tutaj). Jest to gatunek tulipana bliski dzikim, żółtym tulipanom łąkowym występującym na południu i zachodzie Europy. Zobaczymy, czy będzie mu u mnie dobrze...

4 lis 2013

Skandynawskie jesienne ogrody cz.5 - różnorodny wiejski ogród

Ten ogród spodobał mi się najbardziej. Ma wszystko to co lubię: drzewa owocowe, kwiaty, warzywnik, kompostownik i nawet szklarenkę!
Tak, taki ogród mogłabym mieć!
Przechodząc do opisu - jest to duża wiejska posiadłość, wzorowana na zamożnych XIX wiecznych posiadłościach, przy których tworzono właśnie takie bogate i rozległe ogrody.
W tym ogrodzie część dekoracyjna jest naturalnie wymieszana z ozdobną. Na środku rabat kwiatowych rosną jabłonie, a ich brzegi to cudne obwódki z bukszpanu, barwinka i przeplecionych badylków...
 
 
Badylki wydzielają nie tylko niektóre poletka warzywne, ale także kompostownik, po którym polatują ozdobne kury...
 
Jesteśmy w skansenie i ekspozycja niczego nie udaje: w tak dużym ogrodzie musi być zaplecze gospodarcze, a w nim troszkę bałaganu...
Zakochałam się w szklarence, schowanej na końcu ogrodu wśród drzew. Dlaczego nie mam szklarenki? Acha, nie mam już miejsca! No tak, ale dlaczego nie mam pelargonii - takich po prostu: babcinych w glinianych doniczkach? Musze pomyśleć i coś zmienić w przyszłości!
 
Jak widać, ekspozycja działa tylko w lecie, ale można zajrzeć przez zaparowaną szybkę...
 
Cudnie, prawda? Białe proste półeczki, proste donice i proste, babcine pelargonie. To mój plan na przyszły sezon!
Dodam jeszcze, że w tym ogrodzie była grządka "motylowa" z wszelakimi miododajnymi roślinami, posadzonymi w pewnym chaosie, gąszczu czy inaczej w stylu niewymuszonej naturalności...
 
Kto odgadnie co tu rośnie? Czy raczej: czego tu nie ma! są i sadźce purpurowe, jeżówki, krwawniki, chrzan, peonie....
Mogłabym mieć taki właśnie ogród, wszystko mający, różnorodny i bardzo zmysłowy!
A do skansenu wybiorę się w grudniu, na jarmark świąteczny (więcej tu, niestety nie po angielsku), nakarmić swoje wewnętrzne dziecko smakołykami, świecidełkami, ozdobami....
Przed nami długi, mroczny i pochmurny listopad, przywiozłam miłą niespodziankę ze Szwecji dla moich czytelników i czytelniczek, ale to następnym razem....
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...