Każdej jesieni dosadzam bulwki ranników w moim ogrodzie. Niestety, jedynie nieliczne pozostają na stałe. Może uszkadzam je potem sadząc w sezonie inne rośliny, może gniją, usychają albo coś je zjada. Trudno powiedzieć. Każdej wiosny wyczekuję na nie aby sprawdzić jak przezimowały. W tym roku nie mogą narzekać, zwartymi grupkami, ranniki meldują się na słonecznych polankach pod iglakami...
W moim ogrodzie, kwitną krótko, zazwyczaj w pierwszej dekadzie marca. A potem gdy dni robią się cieplejsze, ustępują pola kolejnym kwiatom. Ten krótki moment przedwiośnia to czas, kiedy cieszę się ich radosnym kolorem.
Sprawdziłam w historii mojego bloga, pisałam już o nich w 2009 roku (sześć lat temu!) tutaj, kiedy dopiero wystawiały główki spod śniegu. W tym roku od dawna nie mamy już śniegu, więc małe żółte kropeczki jaśnieją na rabatach...
I znowu zapiszę na mojej liście zakupów jesiennych: dokupić więcej ranników, znowu w przyszłym roku będę wypatrywać ich w oczekiwaniu. A dziś cieszę się, że już są...
Z bliska ich kwiaty wyglądają prawie jak kwiaty ciemierników, które przyszykowały wiele pączków i niedługo zakwitną...
Wczoraj widzialam te kwiatki w ogrodku sasiadki I zastanawialam sie jak tez one sie nazywaja?? a tu prosze, dzis mam odpowiedz :-) sa naprawde sliczne!! pozdrawiam cieplutko!!!
OdpowiedzUsuńPiękne !!!
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Ci ich bardzo. Mi też się marzą w moim ogrodzie, ale... wszystko po kolei. Na ten fragment ogrodu gdzie mają się pojawić jeszcze nie przyszedł czas... (ze względu na duże zaniedbanie naszej działki przez ostatnie lata muszę ją "odświeżać" etapami).
OdpowiedzUsuń