STRONY MOJEGO OGRODU:

31 lip 2014

O świętych aksamitkach słów kilka...

Bardzo lubię aksamitki wzniesione (Tagetes erecta)...
Jak dla mnie mają same zalety: są bezproblemowe, mają różne kolory, wysokości czy nawet wzorki na płatkach, są tanie, można je wysiać z nasion, które kiełkują bez problemu albo kupić za przysłowiową złotówkę na targu. Kwitną nieprzerwanie od lata do jesieni, a potem gdy zostaną i butwieją to odstraszają nicienie glebowe...
Lubię ich kolor, jest taki energetyzujący. Miałam kiedyś takie pasemka na włosach, a czasem miewam takie paznokcie, mam taką spódnicę i bluzkę na upał też mam. Jednym słowem aksamitki w kolorze aksamitkowym są mi bliskie...
Podobają mi się też aksamitki w zieleni publicznej, zwłaszcza odmiany niskie ale wielkokwiatowe, które wyglądają jak wielkie pompony. Tak jak tutaj, koło szałwii na kolorowej rabacie w jednym z parków w Warszawie.
Aksamitki mają tak charakterystyczny kolor i kształt kwiatów (kwiatostanów), że poznałabym je zawsze. Tak pomyślałam widząc swoistą hurtownię kwiatów przy ulicy w Bombaju.
Rzut oka z samochodu, zdjęcie mało ostre, ale to przecież aksamitki! Kilka ulic dalej panowie nawlekają kwiaty tworząc piękne girlandy.
I znowu myśl o aksamitkach, ten pomarańczowy kolor i ta struktura puchatych kulek... Mijamy kilka ulic i jest stragan przed świątynią, a obok pani w pięknym (pomarańczowo-aksamitkowym) nowoczesnym stroju zamiast sari.
Aksamitka o barwie czysto pomarańczowej jest bowiem jedną ze świętych roślin dla wyznawców buddyzmu i hinduizmu. Jest uważana za roślinę, w której mieszka jedna z najważniejszych bogini, zwana Taledzu. Nie wchodząc zbyt szczegółowo w złożoną mitologię hinduizmu, jest to bogini opiekuńcza. Przez wyznawców hinduizmu jest czczona jako bogini tworząca świat, zachowująca go i broniąca przed demonami. W wielu świątyniach, na co dzień i od święta, składane są w ofierze girlandy z kwiatów aksamitki. Często są dawane gościom, turystom czy przyjezdnym.
Aby moc bogini Taledzu chroniła ludzi, kwiaty aksamitki są wieszane przy wejściach do domów, sklepów i innych miejsc zamieszkania, nawet jeżeli są one z naszej perspektywy szokująco biedne.
 Nie zdziwiło mnie już, gdy znowu znalazłam się w świecie pełnym ofiar z aksamitek, na Bali. Ta indonezyjska wyspa jest zamieszkana głównie przez hinduistów, którzy składają podobne ofiary, choć nie jako wianuszki ale jako koszyczki na liściach palmy.
Ofiary leżące na plaży mają sprawić, że morze nie wyrządzi ludziom krzywdy, nie przyjdzie z niego huragan ani tsunami. Podobne ofiary składane są codziennie w świątyniach rozmieszczonych na wybrzeżu tak blisko siebie, że z każdej z nich widać sąsiednie. W ten sposób powstaje magiczna bariera mająca chronić całe wybrzeże wyspy od niszczycielskiej siły żywiołów.
Ofiary składane są także przed każdą uroczystością, każdym przedstawieniem, każdym posiłkiem, są także w każdym sklepie i każdym samochodzie. Po prostu są stałym elementem świata hindu.

Było to dla mnie bardzo wzruszające. W naszym świecie aksamitka jest niepozorna, lubiana albo nie. W świecie wyznawców hinduizmu jest niezwykle istotną rośliną związaną z obrzędami religijnymi o mistycznym znaczeniu.
Na koniec ofiara składana w wejściu do restauracji, tym razem bez aksamitek, ale z cukierkami, herbatnikami, ryżem i kwiatami hortensji.
Ciekawy jest świat w swojej nieskończonej różnorodności...
 

27 lip 2014

Wokół amarantowych floksów...

Jesienią zrobiłam porządek na rabacie kwiatowej, pisałam o tym tutaj. Między innymi poprzesadzałam z różnych innych miejsc rosnące tam floksy. Ponieważ nie pamiętałam jakie mają kolory, postanowiłam podzielić kępy na mniejsze fragmenty i posadzić na przemian, czekając jaki będzie efekt...
Jak widać efekt jest amarantowy...
 
Większość moich floksów była albo mocno amarantowa - odmiana Starfire albo Tequilla Sunrise, albo spokojnie fioletowa z białym środeczkiem - odmiana Laura. Powstało mocne, wyraziste zestawienie, które trzeba troszkę uspokoić. Do kwitnienia szykują się odrobinkę późniejsze odmiany, np. białobrzega Elizabeth.
W innych rejonach zostały odmiany jaśniejsze, spokojniejsze, które jesienią dołączą do amarantowej kępy, tak jak ta poniżej- być może Swizzle.
Zupełnie nie odnajduję sadzonych kilka lat temu modnych dwukolorowych odmian, które trzeba będzie kupić raz jeszcze...W czasie sobotnich zakupów na naszym ulubionym targu w Falenicy dokupiłam jasno różowe floksy z minimalnie ciemniejszym środeczkiem i białą plamka na każdym płatku, być może to odmiana Bright Eyes:
Zobaczymy, może w przyszłym tygodniu na targu będą jeszcze inne kolory, a może będą kolorowe warzywa, takie jak te...
Myślę, że zgodzicie się ze mną, że dorzucamy floksy do naszej opowieści o bezproblemowych niezawodnych roślinach czyli Posadź i podziwiaj...floksy!
 

22 lip 2014

Liliowce, liliowce...

Uwielbiam liliowce. Wszystkie. Po prostu. Uwielbiam liliowce w odmianach zachwycających zestawieniem kolorów, bogata falbanką i ciemną gardzielą. Uwielbiam liliowce w odmianach jednokolorowych. Uwielbiam liliowce w każdym kolorze i wielkości.


Pierwsze liliowce kupiłam przed kupnem domu (to bardzo rozsądne, prawda? rosły piętrowo w skrzynce na balkonie czekając na kupno domu...) a potem szybciutko posadziłam na pierwszą rabatę wzdłuż drzew owocowych.
Jedną z pierwszych odmian, która wprowadziła się do mojego ogrodu jest odmiana Kwanzo, a w pełnej wersji Fulva Kwanso Plena.



Ta odmiana ma kwiaty w najbardziej liliowcowym rudym odcieniu z delikatnie ciemniejszą smugą przez środek płatków, a jej kwiaty są podwójne. W tym roku, właśnie ta odmiana króluje na rabacie kwiatowej. Z pojedynczego kłącza posadzonego osiem lat temu, wyrosło kilka kęp, które w lipcu wytworzyły kilkadziesiąt pedów wznoszących do słoneczka morze pomarańczowych kwiatów.


Ta rabata przeszła w zeszłym roku renowację, wiosną królowały na niej peonie (tutaj), teraz poza liliowcami kwitną pachnąc obłędnie lilie OT i floksy. Aby rabata była atrakcyjna przez cały sezon dosadzę jeszcze kilka dzielżanów i jeżowek. A na razie jest tak:
 Zdeecydowanie liliowce uważam za bezproblemowe, bezstresowe rośliny, które urosną i będa cieszyć każdego ogrodnika, dorzucam je zatem do propozycji: Posadź i podziwiaj!


A jak upalne lato w Waszych ogrodach?

20 lip 2014

Rabata na środek lata...

A może taka wersja wielokolorowej, różnorodnej kwitnącej cudnie przez całe lato rabaty, którą widziałam w ogrodzi botanicznym Praha Troja też przypadnie Wam do gustu......
Wszystkie byliny, które ją tworzą są bezproblemowe, dostępne w Polsce w wielu odmianach.
Mamy więc: szałwie, floksy, dzielżany, nawłocie...
Każda odmian posadzona jest jako odrębna plama zestawiona kontrastowo z sąsiednimi.
Tutaj ciekawie wygląda zestawienie bardzo kontrastowe: cytrynowy dzielżan, nawłoć i nagietki do tego dwie różne odmiany bladofioletowych przetaczników.
A tutaj blade floksy, białe złocienie z fioletowym przetacznikiem, liatrą, pysznogłówką z dodatkiem delikatnej gaury i nawłocią z prawym dolnym rogu.


Patrząc na te rabatę przypomniałam sobie o różnorodności odmian floksów, które ostatnio wracają do łask. Nawet kilka sztuk, posadzonych blisko siebie daje tak cudną barwną plamę.
Fantastyczna inspiracja, prawda? Hmmm, tylko gdzie ja znajdę wolny kawałek nasłonecznionego miejsca na rabatę kwiatową...


17 lip 2014

Idealna rabata?

W centralnej części Ogrodu Botanicznego Praga-Troja założono ogromną, wielokolorową rabatę, która wydaje mi się bliska idealnej...
Na rabacie zgromadzono byliny, rośliny jednoroczne, trawy ozdobne, nieliczne cebulowe posadzone w taki sposób, że rabata jest atrakcyjna i od "przodu" i od "pleców".
Widać, że trzon rabaty stanowią wysokie byliny, przed którymi dosadzane są płatami niższe rośliny jednoroczne. Jak to w ogrodzie botanicznym każda ma metryczkę z gatunkiem i nazwą odmiany, co pobudza apetyt...
Rośliny posadzono tak, żeby były dekoracyjne po kolei, przez cały sezon, i nawet jeśli aktualnie nie kwitną, to całość jest niezwykle atrakcyjnie zaplanowana. Najbardziej podobało mi się zestawienie kolorów: zaczynamy od bieli z delikatną cytrynką...
...w środku mamy ogniste czerwienie i żółcie z lekkim różowym i bordowym...
....kończymy turkusem z fioletem...
...któremu towarzyszą błękity, purpury i odrobina szarości...
...z ledwo widocznym dodatkiem czerni w postaci bardzo ciemnych maków...
 
I już... Piękna prawda?

 
 

15 lip 2014

Liliowcowy środek lipca...

Wracając do opowieści o ogrodach botanicznych w Pradze, dziś opowieść o ogrodzie botanicznym w dzielnicy Troja (więcej tutaj i tutaj). Pobliski barokowy pałac i ogród opisałam tutaj.
Ten ogród botaniczny jest naprawdę imponujący pod względem powierzchni, różnorodności i doboru ciekawych roślin. Oprócz części bardziej specjalistycznych, w których zgromadzono rośliny różnych siedlisk, dużą część ogrodu przeznaczono na kolekcje roślin dekoracyjnych. O tej porze roku, jedną z najpiękniejszych jest rabata liliowcowa.
W tej kolekcji nie ma najnowszych, może nawet piękniejszych odmian. Nie ma tu podwójnych, poskręcanych ani pająkowatych kwiatów, tylko te tradycyjne. Ale może i lepiej, nic nie odwraca uwagi od takiej rozmaitości kolorów prostych kwiatów.
Jak widać morze liliowców płynie pomiędzy kępkami pustynników i lilii.
Na horyzoncie widać kaplicę w winnicy, a całe pole liliowcowe jest nasłonecznione, gorące, a to wrażenie potęguje zestawienie ognistych kolorów.
W takim ogromie odmian, trudno wybrać te najpiękniejszą, zresztą nie wszystkie mają tabliczki. Ja lubię zarówno małe kwiaty, w niejednorodnym kolorze...
... i mięsiste, bardziej bogate odmiany.
Do ogrodu botanicznego jedzie się autobusem, na ten sam przystanek co ZOO i pałac Praha Troja, warto zaplanować cały dzień na zwiedzenie wszystkich tych miejsc.

Kolejne piękne rabaty z tego ogrodu następnym razem....
Dodałam osobną stronę zbierającą opowieści z różnych ogrodów botanicznych, zapraszam!

2 lip 2014

Różany poczatek lipca cz.2

Jedna z najpiękniejszych różanek jakie widziałam. Najpierw powiedziałam: Och, a potem się popłakałam. Ciekawa jestem, czy ktoś wie gdzie ona jest?
Pierwszy rzut oka jest taki:
A najpiękniejsze moim zdaniem róże są takie:
Nie, nie jest to w raju i nie jest to konkurs z nagrodą w postaci spaceru w to miejsce...
 
Dodam zatem kolejne zdjęcia.
Urzekły mnie te róże, maja gigantyczne kwiaty, jakby zwarzone upałem, ale to tylko ich kształt jest taki barokowy, dawny. Wnętrze kwiatu jaśniejsze, płatki rozchylone jak na starych pocztówkach...
Na każdej rabacie są róże innego rodzaju. W sumie: wszystkie kolory, wszystkie kształty. Może nawet za dużo wszystkiego na raz...
Na pierwszym planie intensywnie czerwone, dalej różowe, obok nich kocimiętka. Dość ryzykowne zestawienie kolorów, które tu pasuje.
Błękitny fiolet kocimiętki trochę wycisza szaleństwo kolorów. W zamian mamy szaleństwo obfitości kształtów i zapachu.
Są też zestawienia klasyczne, romantyczne ( do tego w tle białe ławeczki i białe kosze na śmieci).
Można też podziwiać kłębowisko róż okrywowych i kwiatostanów kocimiętki i szałwii. Tak mogłabym mieć u siebie...

W dalszej części ogrodu: rabaty monochromatyczne.
Siadamy na ławce z widokiem na krwistą piękność. Jej kwiaty są ciekawe, idealnie jednorodny kolor i te zwijające się brzegi... Jak widać, kwiaty są mniejsze, ale sztywno wznoszą się nad rabatą.
Wokół nas pary Japończyków, młodzi ludzie z dziećmi, starsi państwo czytający książki...
Tak jak napisałam, nie widziałam ładniejszej różanki. Jedyny mankament: nie ma nazw odmian róż. Może i lepiej, bo chciałabym mieć u siebie przynajmniej kilka z nich.
Gdzie to jest?
Jest to Ogród Różany w Pradze, położony na malowniczym wzgórzu Petrin, w dzielnicy Mała Strana. Można dojechać z dołu kolejką, a potem spacerem pójść dalej w stronę kompleksu zamku na Haradczanach, do wieży widokowej, do winnic.
W Pradze są także dwa ogrody botaniczne: jeden bardziej tradycyjny, akademicki, a drugi nowoczesny, ozdobny. W obydwu byłam, zdjęcia zrobiłam, będą wkrótce...