STRONY MOJEGO OGRODU:

22 cze 2014

Mój ogród inaczej

Wybiegłam na chwilę do ogrodu z aparatem, gdyż nagle okazało się, że do opracowania potrzebuję zdjęcie dębu. Jak już wybiegłam z aparatem to okazało się, że i dąb ładny i róże kuszące...A tu nagle lunęło! Dobiegłam więc do składzika zwanego potocznie zagarażem, w którym utknęłam przeczekując przelotną ulewę... Nieoczekiwanie, zobaczyłam jak inaczej wygląda mój ogród z tego miejsca...
Kolorowe korony drzew: brzozy, śliwy, klonu, wierzb w dwóch odmianach, układają się w przestrzenne puzzle oddzielając nas od ścieżki.
Zaczyna kwitnąć moja hortensja dębolistna, która jest coraz większa i coraz piękniejsza.
A przy wejściu do zagarażu rosną dwa perukowce. Są doskonałymi wypełniaczami na rabatach, cenię je nie tylko za peruczki, ale także za kolorowe liście.
Po jednej strony wejścia jest perukowiec purpurowy a po drugiej limonkowy...
Purpurowy...
Limonkowy...
I jeszcze z bliska: purpurowy...
i limonkowy...
Przestało padać.... Dobrego dnia!

21 cze 2014

Portret firletki

Przed domem, na mojej rabacie prawie-zimozielonej, rośnie limonkowy berberys (odm. Golden Torch). Wybrała go córka, właśnie ze względu na niesamowicie intensywny kolor liści. W tym tygodniu zobaczyłam, że jego kolor jest jeszcze bardziej widoczny, a to dzięki nowemu towarzystwu. Otóż, pomiędzy kolczastymi gałązkami wysiała się firletka z kwiatami w mało stonowanym, trudnym do opisania amarantowo-różowym kolorze.
Skoro firletka pcha się po przodu, należy jej się własny opis. Botanicznie jest mały zamęt, gdyż dawna nazwa firletka kwiecista (Lychnis coronaria) została zamieniona na lepnicę kwiecistą (Silene coronaria). W powszechnym użyciu pozostaje dawna nazwa, więc tego się trzymajmy.
Bardzo lubię firletkę: ma szarooliwkowe łodygi i liście z grubym kutnerem chroniącym ją przed utratą nadmiaru wody, które cudnie kontrastują z absolutnie wściekłym kolorem kwiatów. Firletka jest zatem rośliną dobrze radząca sobie nawet na słabej glebie, w ogrodzie piaszczystym czy żwirowym, w pełnym słońcu lub półcieniu.
Jak widać na łodydze ma wyraźne węzły, z których wyrastają kolejne ukwiecone łodyżki. Każda roślina jest więc dość szeroka z wieloma pojedynczymi, dużymi kwiatami. Przyjmuje się, że jest to bylina, choć najczęściej zamiera w drugim roku. Każdego lata tworzy wiele nasion, które upadając na rabatę dają początek nowemu pokoleniu firletek. Tak więc, raz zaproszona do ogrodu, prawdopodobnie zostanie w nim na zawsze.
U mnie wiele siewek wyrosło na rabacie różano-hortensjowej. Zanim zakwitną hortensje, jest czas na amarantowe firletki!
W sprzedaży jest także odmiana biała, ale nie wiem czy da tak ciekawy efekt w ogrodzie. Może na romantycznej, spokojnej rabacie?
Podoba mi się odmiana o kwiatach pełnych: Gardens World, której kwiaty wyglądają jak bliscy kuzyni: goździki. W Ogrodzie Botanicznym widziałam ją w pełni rozkwitu.
W moim ogrodzie firletki rosną tam gdzie chcą, a raczej tam gdzie ich nasiona znajdą dobre miejsce. Warto popatrzeć jak cudnie wygląda jednorodna firletkowa plama na rabacie przypominającej rabatę angielską (znów Ogród Botaniczny).
 
Cudna jest firletka, prawda?
A o jej dzikich siostrach pisałam kilka lat temu tutaj.
Dorzucam ją do mojego zestawu PP (posadź i podziwiaj), gdyż nie wymaga zupełnie żadnych zabiegów pielęgnacyjnych, nawet bez nich rozsieje się i zadomowi w naszym ogrodzie....

18 cze 2014

Białe drobne powojniki

Czerwiec jest także czasem kwitnienia powojników. Bardzo zazdroszczę tym ogrodnikom, którzy mają sukcesy w uprawie powojników wielkokwiatowych. U mnie niestety, wszystkie kolejne chorują i zamierają. Z tego powodu sadzę odmiany odporniejsze, często bylinowe.
Na części płotu odbywa się teraz biały spektakl. Posadziłam tam odmianę powojnika Paul Farges (inaczej Summer Snow). Faktycznie jest to letni śnieg, plątanina pędów obsypanych malutkimi, pachnącymi kwiatami.
W powojnikach z grupy Vitalba cenię to, że są bezobsługowe. Można je wiosną przycinać, ale ponieważ u mnie jest to masa gałązek, czekam na nowe przyrosty i potem wycinam te pędy, które i tak nie odżyły po zimie. Ten powojnik rośnie na dość słonecznej części płotu, trochę jest podlewany przy okazji podlewania rabat, czasem podsypuje mu nawozu. Nie poświęcam mu specjalnej uwagi, jest dość samodzielny i silny.
W każdym roku pokrywa się dywanem białych kwiatków, które w końcu lata ustąpią miejsca puchatym owockom.
Teraz jest szaleństwo obfitości kwiatów, delikatnego zapachu i uwijania się owadów. Ta odmiana ma niewielkie, bezowo-białe kwiaty, ale dzięki ich obfitości jest nie mniej dekoracyjna od odmian wielkokwiatowych.
Bardzo podobne kwiaty, choć inaczej położone na pędach ma inny mój powojnik, tym razem powojnik mandżurski (Clematis mandschurica), który jest typowa byliną. każdej wiosny przycinam mu pędy przy ziemi, a w nowym roku wyrastają nowe. Nie jest to pnącze, ma dość delikatne gałązki, które wspieramy na sąsiednich krzewach. W czerwcu, na wysokości 1-1,5 metra pojawiają się skupiska drobnych, delikatnych białych kwiatów. U mnie ten powojnik rośnie w półcieniu, między krzewami, którym dodaje delikatności. A jego kwiaty wyglądają jak poniżej.
W moim ogrodzie, powojniki naturalne, botaniczne czują się bardzo dobrze, planuje poszerzyć ich zestaw. A o innych odmianach pisałam już wcześniej (np. tutaj).
Dla mnie są to dobre rośliny do kolekcji PP: posadź i podziwiaj (a w międzyczasie poleż na leżaku..)
 

16 cze 2014

Będzie różany rok!

Ciekawa jestem jak u Was, ale w mojej okolicy mamy różane szaleństwo!
Mam mieszane uczucia co do róż w ogrodzie, w kolejnych latach albo były zjawiskowo piękne (jak tutaj w 2011), albo przemarzały. W zasadzie myślałam o porzuceniu pomysłów na reaktywację różanej rabaty, która była piękna przez rok, a potem już nigdy. Wykopaliśmy dzikie krzaczki, które pozostały po zmarniałych szlachetnych odmianach szczepionych, dosadziłam byliny i hortensje i pogodziłam się, że róże są nie dla mnie.
Nawet podpory postawiłam raczej przy powojnikach niż przy różach. Od wiosny zauważyłam jednak, że róże rosną jak szalone, dostały więc dużo dobrych słów, dużo nawozu, podparliśmy krzaczyska i od kilku dni patrzę, jak otwierają się kolejne kwiaty...
Trudno je zliczyć. Jest ich tak dużo, że podwiązywaliśmy gałęzie dodatkowo, bo aż chyla się pod ciężarem kiści kwiatów.
Ten krzaczek był kupiony jako odmiana Rosarium Uetersen, teraz jest to wielkie krzaczysko, wyższe ode mnie i bardzo, bardzo szerokie. Jak widać jest to doskonała, silna odmiana w dobrym roku obsypana mnóstwem wielkich, ciężkich, barokowych kwiatów.
 
Cały kącik różany wygląda teraz tak (widok z okna):
 

A krzaczysko tak:
 
W najbliższych dniach, będzie co czytać.
 
Już prawie jest gotowy nowy numer mojego emagazynu!
 
 

11 cze 2014

Letni trawnik...

Dawno, dawno temu, w pierwszym roku ogrodowania, kiedy trawnika miałam więcej niż rabatek, skosiłam, a raczej wycięłam cały trawnik sekatorem, nie miałam bowiem żadnego innego sprzętu...
Teraz już jest lepiej, stąd mój sponsorowany artykuł o efektach zastosowania podkaszarki.
Włoska firma Oleo-Mac zwróciła się do nas z prośbą o przetestowanie jednego z modeli sprzętu ogrodniczego: kosy BC 240 T.
Do jakich czynności taka kosa może być przydatna? Przede wszystkim należy pamiętać, że nie jest to urządzenie przeznaczone do koszenia trawnika, choć widuję je w takim zastosowaniu u sąsiadów. Dużą, równą powierzchnię trawnika kosimy kosiarką o napędzie elektrycznym lub spalinowym. Urządzenie przenośne czyli kosa, podkaszarka lub wykaszarka, jest narzędziem dodatkowym, wspomagającym nas w utrzymaniu ładu w ogrodzie.
W moim ogrodzie proporcje pomiędzy trawnikiem a rabatami są odwrotne niż u sąsiadów, mam duże rabaty rozdzielone ścieżką trawnikową o szerokości kosiarki. Może się wydawać, że nie mam problemów z utrzymaniem trawnika w dobrej formie. Niestety, tak nie jest.
 
Duże rabaty mają długie brzegi, które powinny być ładne. Na większości rabat brzeg jest niezabezpieczony i przycięty w regularne kanciki. Koszenie kosiarką wzdłuż takiego brzegu wcale nie jest możliwe. Zazwyczaj albo kończy się skoszeniem roślin brzegowych na rabacie, rozjechaniem ich kołami albo rozrzuceniem kory na trawnik. Jest to więc duże utrapienie, które może prowadzić do ogromnych konfliktów między koszącym a wielbicielem roślin! W takich miejscach doskonałym rozwiązaniem jest zastosowanie innego urządzenia np. takiego jak testowana kosa BC 240 T. Dzięki dużej łatwości manewrowania, bez trudu ominiemy rośliny rosnące przy samym brzegu rabaty, jednocześnie przycinając trawę dokładnie o tyle ile potrzeba. Po zastosowaniu kosy BC 240T moje kanciki wyglądają bardzo elegancko, prawda?
 
Brzeg jednej z moich rabat, zwanej różanką tworzą nieregularne bryły granitu. Odziedziczyłam je po poprzednikach i aby rozsądnie zagospodarować, poukładałam w różnych miejscach ogrodu. Taki materiał oddzielający rabatę od trawnika jest bardzo skuteczny, ale oczywiście w przerwach między kamieniami wyrasta trawa. W ubiegłym roku wycinałam ją ręcznie sekatorem, co było dosyć męczące. W tym roku przycięłam trawę przy pomocy testowanej kosy, co pozbawiło mnie powodów do zmartwienia.

W naszym ogrodzie, kosa pomogła nam w eleganckim wykończeniu koszenia trawnika. Dzięki niej brzegi rabat i inne miejsca styku trawnika z rabatami wykosiliśmy szybko i skutecznie.
 
Najtrudniejszym zadaniem dla kosiarza jest nasz przed-przed-ogródek czyli za-płotek będący nierównym, trawiastym poboczem gruntowej ulicy. Przez wiele lat nawet nie myślałam o podjęciu się doprowadzenia go do porządku. Wzdłuż mojej ulicy rozrastają się robinie akacjowe, pokrzywy i nawłocie, które z czasem zdominowały nawet trawę. Mój zapłotek był więc dość zapuszczony. W chwilach desperacji walczyłam z nim wykorzystując sekatory lub starałam się nie przejmować. Tymczasem, właśnie dzięki testowanej kosie, udało nam się zadbać także i o ten teren.
Moim zdaniem, testowana kosa najlepiej sprawdza się właśnie w takim miejscu. Jest spalinowa, a więc swobodnie można oddalić się od domu. Jest poręczna, łatwo można nią manewrować, kosząc dokładnie w tym miejscu, na którym nam zależy. Co najważniejsze: kosa z łatwością poradziła sobie nie tylko z łodygami bylin takich jak nawłocie, ale bez trudu usunęła kolczaste łodygi robiniowe, pokrzywy i inne nieznane twarde łodygi.
 
Na nierównym terenie, manewrując długim ramieniem maszyny, bez problemu wykosiliśmy wszystko to, co przeszkadzało. Zamiast niechlujnych zarośli, w których piętrzyły się stosy butelek i śmieci, mamy teraz równy trawniczek.
 
Podsumowując, w naszym ogrodzie testowana kosa sprawdziła się znakomicie. Widzę dla niej zastosowanie jako narzędzia uzupełniającego, pomocnego przy koszeniu trawy i bylin, a nawet krzewów przy brzegach trawnika, na nierównym terenie i wzdłuż ulicy. Dużą zaletą jest łatwość manewrowania, duża długość ramienia oraz, co oczywiste, brak uwiązania do kontaktu zasilającego.
Trudno mi porównać ten model z innymi dostępnymi, gdyż na co dzień go nie używam, ale istotnym czynnikiem, który należy wziąć pod uwagę wybierając model dla siebie jest jego waga. Testowany przez nas model BC 240T jest, w porównaniu z podkaszarkami elektrycznymi, dość ciężki, zdecydowanie zbyt ciężki dla mnie, natomiast dogodny dla mężczyzny. Warto podkreślić, że ciężar ergonomicznie rozkłada się dzięki dobrze skonstruowanej uprzęży w formie szelek.
Jak zwykle w przypadku takich urządzeń, instrukcja jest zbyt zawiła dla użytkownika. Dodając uwagę od siebie dla producenta, wskazuję na potrzebę większej jasności instrukcji, tak aby osoba korzystająca po raz pierwszy, łatwo mogła dowiedzieć się jak ma uruchomić urządzenie czyli uzyskała faktyczną pomoc. Należy docenić, że istotną część instrukcji wypełniają uwagi dotyczące BHP, co przypomina nam o konieczności zachowania należytej ostrożności w czasie pracy.
Podsumowując: uważam, że testowany model kosy jest doskonałym uzupełnieniem kosiarek mechanicznych, a dzięki silnikowi spalinowemu daje możliwość swobodnego użycia w odległych od domu częściach ogrodu. Jego istotną zaletą jest duża moc i skuteczność w wycinaniu łodyg o dość dużej średnicy. Oczywiście, należy przyzwyczaić się do hałasu, drgań i specyficznego zapachu, które towarzyszą pracy z kosą.

Jeżeli chcesz uporządkować nawet zaniedbane chaszczowisko i zasłużyć na podziw sąsiadów, skorzystaj tak jak my z kosy!
Takie są moje wrażenia po koszeniu trawnika, odbrzeży i zarośli za płotem, ciekawa jestem jak jest u Was?
 

10 cze 2014

A może ozdobny czosnek?

Uwielbiam wielkie, zazwyczaj fioletowe "dmuchawcowe" kule kwiatostanów ozdobnego czosnku (Allium). Teraz jest czas, żeby go podziwiać i zapisać w notatkach, żeby kupić i posadzić jesienią.
 
Jest bardzo, bardzo dużo gatunków i odmian ozdobnego czosnku. Niektóre mają malutkie kuleczki, inne kulegigantule jak na powyższym zdjęciu. Niestety, cena cebulek jest wprost proporcjonalna do średnicy kuli ...
W czosnkach lubię to, że dobrze zimują i mogą rosnąć w jednym miejscu przez kilka sezonów. Nie lubię zaś tego, że mają brzydkie, poszarpane i podjedzone przez ślimaki liście. Sadząc czosnki, trzeba dodać im niskie rośliny do towarzystwa i wtedy będziemy mieć kule nad rabatą. Tak jak tutaj, przy Ogrodzie Botanicznym UW.
Największe chyba kule ma czosnek Krzysztofa, tak jak na zdjęciach. Są nieprawdopodobne jak kule wystrzałów ogni sztucznych, prawda?
Mniejsze i bardziej zwarte, często na wyższych łodyżkach są kule czosnków odmian Giganteum, Gladiator, Globemaster, Purple Sensation, które mają różne odcienie purpurowych, fioletowych lub blado wrzosowych kwiatostanów o różnej zwartości. U mnie fioletowe główki wystają znad liści perukowca.
Wszystkie odmiany czosnków mogą być wykorzystywane zarówno w ogrodzie, jak i do bukietów kwiatowych i suszonych, gdyż kule wspaniale się zasuszają. Oczywiście, wersja druga to dom bez kotów...
Są też czosnki z białymi, żółtymi, błękitnymi kuleczkami, także zupełnie malutkie, a także dziwolągi jak włosisty czosnek winnicowy odm Hair. W ogrodach angielskich czy holenderskich czerwiec to czas czosnków, warto sadzić je i u nas, maja tyle zalet i dobrze zimują!
Ja już dopisałam wytyczne na jesień: dokupić czosnków.....

8 cze 2014

Wrażenia z warsztatów warzywniczych

W zeszły weekend wybrałam się prawie do Gdańska aby wziąć udział w warsztatach "ekowarzywnik" u Kasi i Andrew Bellingham (więcej tutaj). Przywiozłam tak wiele wrażeń, że potrzebowałam kilku dni, aby wszystko się ułożyło.
W czasie warsztatów zrobiłam wiele notatek, które będą dla mnie inspiracjami na długi czas. Mój ogród ma zdecydowanie ozdobny charakter, nie zmieszczę już w nim warzywnika, zwłaszcza w pełnej wersji: trzy lub cztery rabaty i płodozmian. W mojej minimalnej wersji warzywnikiem będą duże donice na tarasie, które mogą stanowić substytut "rabat wyniesionych".
Wśród notatek na górze strony napisałam: rabarbar! W ogrodzie Kasi i Andrew rabarbary są imponujące, dorodne. Widać, że doskonale się czują, a dzięki magicznym naczyniom mają długaśne ogonki liściowe. Mój rabarbar jest z nami od wczoraj, a zamiast klosza dostanie mniejszą osłonę i może wkrótce będziemy mieć własne plony!
Bardzo wiele nauczyłam się z części warsztatów dotyczącej wysiewu. Banalna czynność, można powiedzieć, tymczasem większość z nas siejąc nasionka zgodnie z wskazówkami Kasi doszła do wniosku, że dotychczas robiła to hmmm: nieidealnie. W moim przypadku wielkim źródłem rozczarowania są nasiona, z których po prostu nic nie wschodzi. Podziwiałyśmy u Kasi rozsady w małych foremkach, rosnące najpierw w szklarence, potem w inspekcie a potem hartujące się na słoneczku.
Inspirująca była demonstracja uprawy pomidorów bezpośrednio w workach ze specjalnym podłożem,  to mój plan na przyszły rok. W tym roku przywiozłam od Kasi rozsady papryczek i pomidorów, i dzięki nim mój mikrowarzywnik nie wygląda tak pusto...
Mówiliśmy bardzo dużo o wysiewaniu różnych warzyw. Zgodnie ze wskazówkami Andrew: do gleby wysiewamy sałaty, buraki, rzodkiewki i marchewki. Mogę się pochwalić, rzodkiewki są jedynymi warzywami, które u mnie wykiełkowały i są już bardzo pyszne!
Mówiliśmy dużo o owadach i ptakach, o płodozmianie i bioróżnorodności.
Ogród gospodarzy jest najlepszym przykładem, że można to wszystko zastosować w praktyce.
Mówiliśmy o przedplonach i poplonach, a także o facelii, która cudnie towarzyszyła wszystkim płotkom w ogrodzie. Pochwalę się: mam facelię i ja, znacznie mniejszą niż u Kasi, to drugi sukces moich nieudanych tegorocznych wysiewów ;)
Inspirujący był dla mnie czosnek-szczypiorek i ogród ziołowy, który w mniejszej wersji już jest i u nas w donicach.
Na koniec wymienialiśmy doświadczenia o nawożeniu (obornik, mączka rogowa, kurzak, kompost oraz magiczna beczka z gnojówką), obserwując rewelacyjne efekty ich stosowania...
 
Bujnie było też za płotem, nigdy wcześniej nie widziałam takiego gąszczu wątrobowców. Tak, to nie są warzywa, to są malutkie mszaki, o których lubię opowiadać moim uczniom przed maturą...
Poza wiedzą teoretyczną, mówiliśmy dużo o narzędziach, motyczkach, haczkach (nasze nowe odkrycie to graca strzemię, która w rękach Andrew sprawiła, że nawet pielenie wydało się miłe!), sekatorach, nożykach (tradycyjnych nożykach rodzimej firmy Gerlach). W notatkach mam też inspirujące hasła: nagietki! aksamitki!  żywopłot! sekator! torf i obornik! płasko! dwa nasionka i podłoże gąbczaste  jak ciasto! zbieramy suche liście! marchewka pod koniec lata! ogród żwirowy!
Uff! Było cudownie, sympatycznie, mądrze, ekologicznie i tak, że każdy mógł wziąć z ogromu wiedzy gospodarzy coś dla siebie, dostosowując plany do własnych możliwości. Dzieliłyśmy się swoimi doświadczeniami, zjadłyśmy pyszne ciasto i cudowna sałatkę z bratkami i młodym groszkiem, pozostając z wrażeniem niedosytu i wcale nie byłyśmy zmęczone wyprawą przez pół Polski. Widzę, że przy moim spiętrzeniu zajęć wiosennych nie poradzę sobie z samodzielną produkcją rozsad (szczególnie z niekiełkujących nasion), ale na moim targu mogę kupić wszystko co chcę: są rozsady ziół i warzyw i różnych odmiany pomidorów. Nie aspirując do ogrodu doskonałego, jak u Kasi i Andrew, mogę mieć niewielki, wystarczający na nasze potrzeby mikro-warzywniczek.
Jeszcze raz dziękuję Kasi i Andrew, serdecznie pozdrawiam współuczestniczki, a innym gorąco polecam!