STRONY MOJEGO OGRODU:

28 maj 2016

Leśne wille w leśnych ogrodach...

Pierwsza połowa XX wieku to czas rozkwitu naszych okolic. Do nowopowstających sanatoriów i letniskowych willi przybywają zamożniejsi Warszawiacy, by odpocząć od zgiełku miasta i odnaleźć spokojny oddech w mikroklimacie lasów sosnowych okolic Otwocka. Na dużych leśnych posesjach powstają drewniane domy, oferujące gościom możliwość spędzenia na letnisku lub w sanatorium kilku miesięcy. Z tych czasów, do dziś, pozostało wiele willi, zbudowanych w stylu tzw. świdermajer. Większość z nich jest zatopiona w ogrodach o swoistym, półdzikim charakterze. Niektóre są po prostu zarośnięte przez roślinność, która powoli wraca na tereny niegdyś odsłonięte pod wypielęgnowane ogrody...
Obecnie, po ponad wieku od powstania, wille i ogrody są w bardzo różnym stanie zadbania. Odwiedzając je na spacerze fotograficznym w ramach Festiwalu Świdermajer, mogliśmy zajrzeć do miejsc niedostępnych na co dzień. Poza robiącymi wrażenie szczegółami architektonicznymi, warto popatrzeć na otaczające budynki, wyjątkowe leśne ogrody.
Rośliny ozdobne nie mają tutaj łatwo - z jednej strony piaszczyste gleby porośnięte przez starodrzew boru mieszanego, z drugiej strony - skrajne warunki świetlne: bardzo ciemno pod koronami drzew i słonecznie i cucho w miejscach odsłoniętych. W większości ogrodów przetrwały rośliny bardzo wytrzymałe, mało wymagające. Żelazny zestaw to "zwykłe" żywotniki, funkie i bukszpany. Moim zdaniem, mają nieco cmentarny charakter, ale doskonale sprawdzają się w cienistych zakątkach...
W pewnym sensie ich żywozielone liście ładnie współgrają z drewnianymi elementami typowych werand, ganeczków i innych przybudówek, niezależnie czy są one bardziej w kolorze orzecha czy czekolady...
Częstym gościem na gankach i pięterkach jest też winobluszcz pięcioklapowy, który delikatnie wspina się do światła, czekając na okazję by zawładnąć większą przestrzenią...
Przy dawnych willach niekiedy ze zdziwieniem zauważamy, że drzewa iglaste to gigantyczne żywotniki, posadzone tutaj prawdopodobnie jeszcze przed wojną. Łatwo można sobie wyobrazić, że kiedyś przed tym pensjonatem były klomby, teraz jest zacienione klepisko, na którym niewiele roślin, poza bergeniami i hostami ma jakiekolwiek szanse na przeżycie.
Przy niektórych świdermajerach rośliny zawłaszczają elementy budynków. Widzimy więc liliowce na schodach... (Ciekawe jaka to odmiana, pewnie tradycyjnie pomarańczowa).
... i konwalie przy rynnach.
Spacer po tych leśnych posiadłościach uczy pokory. Nie ma tu przecież systemów nawadniania, nie ma nawożenia i szalonego wyścigu o najpiękniejszy trawnik. Po prostu, nie ma tu trawników. W lesie można mieć konwalnik...
albo mszarnik...
Jak się chce uprawiać bardziej wymagające rośliny ozdobne albo zioła, jedynym wyjściem są pojemniki. Czyli najprostsza drewniana skrzynia na warzywa, zioła i stokrotki...
... albo pojemniki na balkonie.
To co bardzo lubię w tych ogrodach, to posadzone wprost przy domach najbardziej tradycyjne, upojnie pachnące odmiany bzów lilaków i jaśminowców.
I tak sobie trwają, niewymuskane i niewymuszone leśne ogrody. Jedynie na posesji należącej do zgromadzenia zakonnego widać więcej dyscypliny, porządku, a może po prostu - więcej czasu na medytacje przy pieleniu grządek.
Nie tylko w cienistym ogrodzie ozdobnym pod koronami stuletnich żywotników, ale także w wyjątkowo uporządkowanym ogrodzie użytkowym w równych rzędach posadzono niewielkie sadzonki, z których pod koniec lata wyrosną dynie, pory, sałaty...
Otwockie wille i otwockie ogrody są wyjątkowe w swojej trwałości, pomimo upływu czasu, zmiany właścicieli, zmiany charakteru miasta, które już nie jest uzdrowiskiem. Być może w starych szybach werandy odbijają się nie tylko sosny, ale także obrazy z dawnej przeszłości...
Jak te ogrody będą wyglądały za kolejne sto lat?
W czasie spaceru w ramach 4.Otwockiego Spaceru Fotograficznego mieliśmy możliwość obejrzeć budynki, w których niegdyś mieściły się: pensjonat Eden, willa Kahana, a także świdermajery na terenie obecnego szpitala MSW i zgromadzenia sióstr zakonnych.
***

Ciekawa trasa turystyczna, wraz z krótkimi opisami budynków, a niekiedy także dawnymi zdjęciami znajduje się tutaj (klik)
Nasz opis otwockiego "klasyka" czyli sanatorium Górewicza na chwilę przed remontem - tutaj (klik)
 

23 maj 2016

Śnieżna kalina...

Mój post o kalinach z 2012 roku jest ciągle bardzo popularny (klik). Poza upływem czasu, pokazuje, że są rośliny skupiające na sobie zainteresowanie, dominujące w naszych ogrodowych kompozycjach. Z całą pewnością połowa maja to czas gdy królową ogrodu jest kalina koralowa.
kalina koralowa

Powyższe zdjęcie jest chyba najlepszym dowodem na trafność dawnej nazwy tej odmiany - kalina koralowa (Viburnum opulus) odmiana Boule de Neige czyli kula śnieżna. Mam w ogrodzie dwie takie kaliny, jedna jest zaszczepiona na ok. 1,5 metrowym pniu i staramy się prowadzić ja jako zgrabne drzewko, druga jest chaotycznym krzakiem. Obydwie w tym roku są wprost obsypane kwiatami o imponujących rozmiarach.
kalina koralowa
Poszczególne kwiatostany są jakby bibułkowe, ale ciężkie i duże. Jak widać, gałązki po prostu uginają się pod tymi śnieżnymi kulami... W mojej opinii, kalina koralowa jest jednym z piękniejszych wiosennych dużych krzewów, wokół którego można zaplanować piękną kompozycję.
Jeden z naszych krzewów rośnie razem z ciemnym bzem i kwitnących trochę później jaśminowcem. W takim zestawie, mamy pięknie kwitnące pachnące trio, odwracające uwagę od nijakiej skrzynki z licznikiem gazowym umieszczonej na środku rabaty kwiatowej!
kalina koralowa i lilak
Kalina koralowa to roślina niezbyt wymagająca, można powiedzieć, że ma przeciętne wymagania, które pozwalają na uzyskanie nieprzeciętnego efektu!
kwiaty kaliny koralowej
W początkach maja krzew obsypuje się kulami kwiatostanów, które najpierw są intrygująco zielonkawe, można powiedzieć limonkowe. Już wtedy wyglądają urokliwie, dopełniając kolorystyczna kompozycję z żywozielonymi liśćmi. Stopniowo, kwiatostany powiększają się i bieleją, a kalina staje się królową ogrodu!
 
kwiaty kaliny koralowej
 Do niewątpliwych zalet kaliny należy dodać także jej wytrzymałość na warunki miejskie, zanieczyszczenia powietrza i inne niedogodności. Patrząc z zachwytem na moje krzewy, dokupiłam jeszcze jeden, tym razem do pracy...
 
kwiaty kaliny koralowej
 To jak, kupujemy kwitnące kaliny? Dają przyjemność nie tylko nam, ale i owadom...

19 maj 2016

Czosnkowisko w centrum miasta...

Jednym z moich ulubionych miejsc w Centrum Warszawy jest Plac Grzybowski, gdzie od kilku lat można podziwiać nowe kompozycje roślinne. Tak się składa, że przechodzę koło niego regularnie, raz w tygodniu, oglądam zatem sezonowe zmiany nasadzeń.
Kompozycja jest różnorodna i ciekawie zmieniająca się z tygodnia na tydzień. Ma słabsze momenty, gdy brakuje np. wczesnych wiosennych cebulowych. Ale ma też bardzo mocne momenty, kiedy po prostu zachwyca.
Taki moment jest właśnie teraz, kiedy na wielopoziomowych rabatach wyrosły fioletowe kule. Taki prosty pomysł, a jest wspaniały, prawda?
Czosnki od kilku lat stały się bardzo popularne, często sadzi się je na mieszanych rabatach kwiatowych w stylu angielskim. Ale cudnie wyglądają tak po prostu: zielony szczypior i fioletowe kule w szpalerach.
Do lawendowego fioletu czosnków dobrano inne nasadzenia: ciemne krzewuszki i spokojne trawy.
A jako kropelki kontrastu: żółte niskie irysy i zwykłe, najpiękniejsze narcyzy.
Podstawową zaletą czosnków jest to, że ładnie zimują i raz posadzone pozostaną na rabacie kilka lat. Z kolei wadą jest to, że ich liście szybko żółkną i usychają. Dlatego dobrze jest sadzić tak jak tutaj, pomiędzy krzewami i wysokimi bylinami, które zasłonią je od dołu.
Zaletą czosnków jest też coraz szersza dostępność i przystępna cena niektórych odmian. Nie wiem jak Wy, ale ja każdej jesieni dokupuję kilka czosnków ozdobnych, może kiedyś doczekam się aż takiego czosnkowiska...
A ubiegłoroczna, sierpniowa odsłona tych rabat: tutaj (klik)
Czosnki ozdobne w Ogrodzie Botanicznym: tutaj (klik)

15 maj 2016

W królestwie nie tylko niebieskich różaneczników...

Miniony weekend spędziliśmy w wyjątkowo malowniczej okolicy Pszczyny, odwiedzając jedną z najpiękniejszych polskich szkółek, Szkółkę Krzewów Ozdobnych w Pisarzowicach. Specjalizacją i "znakiem firmowym" tej szkółki są różaneczniki i azalie, a także narodowa kolekcja rodzaju Rhododendron.
W połowie maja, w szkółce w Pisarzowicach odbywa się trwające ponad tydzień, wielkie Święto Azalii. My mieliśmy możliwość odwiedzenia szkółki i prywatnego ogrodu gospodarzy, tydzień przed tym festiwalem, w ramach warsztatów fotograficznych. W kolekcji różaneczników zgromadzono nieskończoną liczbę odmian wielu gatunków różaneczników i azalii, także odmian rzadkich, unikalnych, które są weryfikowane pod względem wytrzymałości zanim trafią do dalszej produkcji i sprzedaży.
Poszczególne okazy są idealnie wkomponowane w krajobraz ogrodu, Niektóre tworzą gęste łany, pokrywające zbocza niewielkiego wrzosowiska, inne są soliterami skupiającymi uwagę widzów.
Na tym zdjęciu widać wyraźnie różnicę w pokroju między niewielkim, w zasadzie zadarniającymi krzewinkami różanecznika gęstego (Rhododendron impeditum) i wyraźnie większymi okazami różanecznika katawbijskiego (Rhododendron catawbiense).
Poza różanecznikami, w kompozycjach można znaleźć wiele odmian magnolii, wrzosów i wrzośców, a także byliny i zbiór bardzo ciekawych iglaków. Choć z pozoru monotonnie zielone, iglaki okazują się być bardzo różnorodne w odcieniach i pokrojach. Szkoda jedynie, że osiągniecie takiego efektu wymaga nie tylko profesjonalnej opieki ale i wielkiego terenu!
W tym niezwykłym ogrodzie każda roślina jest podpisana, a większość odmian można od razu kupić w wyjątkowo bogato zaopatrzonym sklepie firmowym. Moją uwagę przykuły niebieskie kwiaty drobnych różaneczników i to właśnie one wróciły z nami do ogrodu. No dobrze, nie tylko one...
Nie często widuje się taki odcień kwiatów...
Duże, typowe gatunki różaneczników: katawbijski i jakuszimański nie mają niebieskich kwiatów. Wyhodowano wiele odmian fioletowych, niekiedy lawendowych, ale nie jest to kolor niebieski. Najbliższe niebieskiemu są odmiany drobnych różaneczników gęstych, tak jak na zdjęciu powyżej. Swoim pokrojem przypominają domowe odmiany azalii japońskiej, są zimozielone. Rozrastają się do około 80 cm szerokości, przy wysokości do 60 cm. Najpiękniej wyglądają posadzone w grupach. O tak...
Grupa kilku okazów górujących nad wrzosowiskiem z idealnie przyciętymi wrzosami, wrzoścami, hebe... Ciekawe jest też zestawienie z brzozą płaczącą obramowane podkładami kolejowymi.
Naszą rabatę wrzosowatą wzbogaciła odmiana Azurika. Inne niebieskie i niebiesko-fioletowe odmiany różanecznika gęstego to: Blue Tit Magor, Buchlovice, Luisella.
Odwiedzając ogrody w Pisarzowicach można skorzystać z bardzo wielu inspiracji, nie tylko na rabaty roślin kwasolubnych. Warto odwiedzić to miejsce, być może lepiej poza terminem imprez pokazowych, które są odwiedzane niezwykle tłumnie, czemu trudno się dziwić. My na pewno wrócimy, może jesienią, może w przyszłym roku, nie tylko po niebieskie rododendrony...
 
Przydatne informacje:
Strona Szkółki Krzewów Ozdobnych Pudełek - aktualności, oferta itd.
Święto Kwitnących Azalii 2016 - tutaj.
Galeria zdjęć z ogrodów pokazowych - tutaj.
Byliśmy tam w ramach warsztatów fotograficznych - tutaj.

5 maj 2016

Poranek nad Wisłą - zielone bulwary

W zeszłym roku oddano do użytku nowe aranżacje krótkiego fragmentu warszawskich bulwarów nad Wisłą. Przetoczyła się wtedy przez prasę, blogi i inne media fala krytycznego rozczarowania. Bo za mało, zbyt industrialne, mało zielone, kamieniste, bezduszne itd...
bulwary nad Wisłą
Z czasem wszyscy przywykliśmy, że po tylu latach oczekiwania, na krótkim fragmencie bulwarów jest fajna aranżacja, trochę nowoczesna, trochę kamienista, trochę zielona, ale znacznie ciekawsza niż bezduszne betonowe schody, które były tu przedtem...
bulwary nad Wisłą
Gdy byłam tu poprzednio, w sierpniu, moją uwagę zwróciła harmonia kolorystyczna roślin w niższych partiach rabat: ciemne krzewuszki, ciemne rozchodniki, ciemne jeżówki. Zwłaszcza po upalnym lecie, lekko podeschnięte byliny współgrały z drewnem i rdzawym metalem. (tutaj) Teraz, wiosną, kompozycje są zielone w najpiękniejszym odcieniu młodej zieleni, z delikatną nutą czerwieni w pączkach krzewuszek.
bulwary nad Wisłą
Odwiedzając takie miejsca za każdym razem zwracam uwagę na coś innego. Poprzednio - na kolor, dziś rano - na rytm. Zobaczcie jak harmonijnie układają się poszczególne elementy kompozycji...
Podpory pergoli, ławki, drzewa, latarnie... Szkoda jedynie, że wzrok podążając za nimi nie znajduje kontynuacji. Ale poczekajmy, może za kilka-kilkanaście lat, dłuższe odcinki bulwarów będą ciekawie zagospodarowane. A na razie można się wpatrywać w rytmy powtórzeń...
Bardzo, bardzo podobają mi się wielopniowe graby zasadzone w takim szpalerze. Lubię kontrast między pajączkowatymi, odsłonietymi pniami i szerokimi, formowanymi koronami, w których uwijają się gromady wróbli.
 
O poranku, także cienie włączają się do rytmicznej kompozycji...
A industrialne balkoniki widokowe, wpisują się w krajobraz nowoczesnej wersji miasta...
 
Z balkonika widać plan całego założenia... ale uprzedzam...
...tak pusto jest tutaj jedynie bardzo, bardzo wczesnym rankiem....
Dla osób odwiedzających Warszawę - bulwary leżą poniżej Starego Miasta, u stóp Zamku Królewskiego. Jak widać, ogrody zamkowe też zostały ostatnio odnowione, można przejść z nich bramą, wprost do przejścia podziemnego w stronę bulwarów nad Wisłą.
 
Moja sierpniowa opowieść o bulwarach - tutaj
Styczniowy spacer po drugim, całkiem dzikim brzegu Wisły - tutaj.