Teraz, jesienią, jest to cudowny okres zbiorów, które można ciekawie wyeksponować i wykorzystać edukacyjnie. Dzięki dokładnym informacjom systematycznym (na tabliczkach podana jest odmiana każdej rośliny) ta część ogrodu jest użyteczna zarówno dla studentów jak i dla działkowców. Odbywają się też tutaj warsztaty kulinarne i zajęcia dydaktyczne, a odwiedzający ogród, właśnie tu spędzają najwięcej czasu.
Klimat w Sztokholmie jest bardziej ostry niż w Polsce, jest więcej deszczu, więcej wilgoci, więcej silnych wiatrów. Nie zapominajmy, że sam Ogród Botaniczny leży na brzegu jednej z zatoczek bałtyckich. Aby stworzyć bardziej zaciszne miejsce, sprzyjające uprawie warzyw, tę część ogrodu wydzielono wysokim, prowadzonym po specjalnej konstrukcji, ciętym świerkowym żywopłotem.
Do wnętrza zapraszają nas drewniane bramy, które przede wszystkim chronią uprawy przed zjedzeniem przez głodne zwierzęta. Ogród Botaniczny jest bowiem całkowicie otwarty, a ponieważ jest otoczony terenami dość dzikimi, to przebiegają przez niego nie tylko biegacze ale też sarny i zające.
Dorodne karczochy są najlepszym dowodem, że udaje się tutaj uprawa także roślin delikatnych.
Pod osłoną świerkowego żywopłotu wydzielono kilka rabat, delikatnie podwyższonych, na których zmieniane są w kolejnych latach uprawy.
Jak widać, każda roślina ma nie tylko pełną systematyczną metryczkę, ale także prezentowane są części jadalne - tutaj różne odmiany cebuli,
strączki wielu odmian fasoli,
odmiany ziemniaków,
marchewek, rzodkiewek, buraków i kapust. Jak widać, niektóre rośliny zostawione są do zakwitnięcia, żeby uczniowie czy studenci mogli poznać budowę kwiatów, także tych roślin, które zazwyczaj w ogrodzie nie kwitną, jak sałata czy rzodkiewka.
Oczywiście, królowe tego zakątka to dynie we wszystkich chyba możliwych odmianach. Zobaczcie, każda dynia jest podpisana, podobnie jak każda odmiana marchewki, cebuli czy sałaty. Nie wiem dlaczego tak prosty pomysł nie jest u nas wykorzystywany. To ważne, żeby można było poznać faktyczne, realne walory najbardziej przydatnych odmian, aby potem je u siebie uprawiać...
A o walorach smakowych tych roślin można przekonać się w pobliskiej szklarni, która została zamieniona na restaurację.
W bardzo stylową, specyficzną restaurację, w której w porze obiadowej wszystkie stoliki są zajęte, a serwowane potrawy po prostu mają smak. Wiele osób odwiedza Ogród Botaniczny tylko dla tego zakątka i tej restauracji. Wcale się nie dziwię...
Jak widać, wnętrze pozostało surową szklarnią, z całą instalacją grzewczą i dawnym szklanym dachem. Wystrój jest dość surowy, ale nikomu to nie przeszkadza.
Minimalistyczne dodatki i pyszne jedzenie. Czego chcieć więcej? Chcieć mieć więcej takich miejsc u nas...
Wracając do tej bogatej warzywnej części ogrodu widzę nie tylko różnorodne apetyczne dynie...
ale także rabaty dekoracyjne z jarmużu, koperku i kukurydzy w dominujących tego lata fioletach...
I ze zdziwieniem zauważam, że spędziłam tu cały dzień. I marzę o tym, żeby w polskich ogrodach publicznych były takie miejsca...
Piekny warzywnik!
OdpowiedzUsuńDla mnie unikalny: piękny i pożyteczny!
UsuńFantastyczny pomysł na wyeksponowanie różnych odmian. Ten ogród dowodzi, że warzywnik, to nie tylko miejsce użytkowe, ale i ozdobne. Zakochana jestem w karczochach! Próbowałam dwukrotnie ich uprawy, ale bez efektu. Ty jednak pokazujesz te rośliny w surowym, północnym klimacie. To oznacza, że nie mogę się poddać, lecz w przyszłym sezonie próbować ponownie. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńOj, na karczochach się nie znam, ale Kasia B na pewno będzie wiedzieć jak je uprawiać w naszym klimacie. Ja wierzę w usługowość ogrodów pokazowych, a to jest doskonały przykład jak można sprawić, żeby ogród botaniczny był żywy i chętnie odwiedzany...
UsuńLubię oglądać takie ogrody. Tyle w nich inspiracji:) Ostatnio na Domo +, oglądałam film o francuskich ogrodach kuchennych, oprowadzał po nich Monty Don. Równie ciekawe jak ten w Sztokholmie tyle, że bardziej ozdobne. Zazdroszczę, że widziałaś ten ogród w realu:)))) Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńWłaśnie, tak jak piszesz. Warto oglądać, zbierać pomysły, to nas wzbogaca...
UsuńFantastyczny ogród i pomysły - opisanie warzyw i odmian proste, a jednocześnie nie do zrobienia u nas. Mimo wielkich czasami powierzchni króluje jedna marchewka, jedna sałata, jedna...no dobra, dynie może są dwie. Cudne klimaty. Aż dziw, że karczochy tam rosną!
OdpowiedzUsuńMi tez to się podobało - można odwiedzającym pokazać jak wyglądają poszczególne odmiany, jak rosną, jak można fajnie zaaranżować mały warzywnik.
UsuńWspaniały warzywnik, restauracja też. A ja pod wpływem Twoich wpisów dokupiłam jeszcze cebulki krokusów i zabieram się za ich sadzenie ;)
OdpowiedzUsuńTo się cieszę!
Usuńfantastyczny ogród! szkoda tylko, ze tak daleko.... :(
OdpowiedzUsuńBlisko nie jest, ale to tylko 1,5 godziny w samolocie...
UsuńFaktycznie, miejsce niesamowite pod każdym względem:))) Ta ilość warzyw i kolorów urzeka.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Bardzo inspirujące, faktycznie!
UsuńAle super warzywnik - kolory przepiękne, ale ten jarmuż na końcu to już w ogóle z nóg zwala! Ściskam mocno!
OdpowiedzUsuńWygląda przepięknie, ale niestety mam wrażenie, że taki okazały warzywnik wymaga mnóstwa pracy i ogromnej systematyczności... Nie pogubić się w tych wszystkich odmianach... W dodatku ani śladu chwastów. Zazdroszczę, że mogłaś odwiedzić takie ciekawe miejsce, jeśli kiedyś będę w Sztokholmie to na pewno tam zajrzę! :) PS. pelargonie (?) w sfatygowanych doniczkach cudne <3
OdpowiedzUsuńTak, to jest ogród, który ma pracowników i wolontariuszy. A pelargonie w doniczkach- taki prosty pomysł, a jaki cudny...
UsuńŚwietny pomysł! Mogłyby u nas powstać takie miejsca chociażby przy centrach ogrodniczych... I do tego małe knajpki jak ta pokazana przez Ciebie. Może kiedyś ktoś na to wpadnie. :)
OdpowiedzUsuńTeż marzę o takim miejscu. Są ogrody pokazowe, ale jednak ozdobne, a tutaj jest i ozdobnie i użytecznie...
UsuńŚwietne miejsce! I tajemnicę skąd się biorą nasiona sałaty, rzodkiewki czy marchewki można łatwo wyjaśnić :) Oj przydałyby się takie ogrody u nas. Ozdobne i jakże użyteczne. Pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńU mnie biorą się z ogrodu. Co roku mam zapas własnych nasion różnych sałat, szczególnie tych ulubionych. Chociaż zauważyłam, że zbieranie własnych nasion sałaty czy rzodkiewki to raczej mało popularne zajęcie.
UsuńSam ogród piękny i klimatyczny, do tego ta restauracja... Chętnie bym się wybrała, by poznać ciekawe odmiany i zerknąć jak nieco bardziej na północy wygląda ogrodnictwo.
Cudownie! Bardzo kusi ta restauracja. Takiej w Pl brakuje.
OdpowiedzUsuńOj tak, było cudownie. I najważniejsze, że po prostu w takim miejscu ludzie chcą bywać. Jak to się mówi: ludzie głosują nogami. W pewnym momencie nie było żadnego wolnego stolika, a wokół ludzie w różnym wieku, z różną zasobnością portfela. Miło wspominam ten obiadek, chociaż zjadłam go sama, to chętnie odwiedzałabym takie miejsce i w Polsce...
UsuńZaniemówiłam :o i napatrzeć się nie mogę. Jaki piękny ten warzywniak i te etykietki są tak praktyczne. Pewnie gdybym tam była obfotografowałbym każdą roślinkę z towarzyszącą jej tabliczką. Bo często trudno znaleźć klucza do odnalezienia nazwy interesującej nas rośliny... przynajmniej dla tak niedoświadczonegj ogrodniczki, jaką jestem ;)
OdpowiedzUsuńJa na wszystko patrzę też edukacyjnie. O ile fajniej jest zobaczyć "na żywo" każda odmianę niż tylko naczytać się, jaka jest...
UsuńCzy to twoje zdjęcia i artykuł zostały opublikowane "Na ogrodowej"?
OdpowiedzUsuńMiałam dzisiaj małe deja vu z wczorajszego oglądania twojego bloga :-)
Wielce prawdopodobne.
Usuń