Jest październik, więc zabudowania chowają się wśród żółtych liści i można zapomnieć, że nikt tu nie mieszka, a niedaleko jest ruchliwe, współczesne miasto.
Główny budynek dworski, niski, przysadzisty, kryty drewnianym gontem pochodzi z końca XVII wieku. W odniesieniu do tych czasów odtworzono też jego otoczenie. Wokół dworu znajdowały się liczne budynki gospodarcze, a także budynki wiejskie, w których mieszkali chłopi pracujący na rozległych zazwyczaj ziemiach należących do farmy. Inaczej niż w Polsce, w Szwecji tradycyjnie dwór stał na środku ziemi należącej do jednego majątku, który nie mógł być dzielony na mniejsze fragmenty przy dziedziczeniu. Z pokolenia na pokolenie przechodził więc majątek o podobnej wielkości, a sąsiednie majątki położone były daleko od siebie.
Część ozdobna ogrodu jest zaskakująco surowa. Zobaczcie, że nie ma w niej ani jednego kwitnącego krzewu, ani jednej byliny.
Ogród tworzą surowe i minimalistyczne szpalery: bukszpanów, ligustru i lip, stosowanych tu dość powszechnie w roli niskich, strzyżonych żywopłotów. Dodatkowo, taki szkielet ogrodu chroni przed chłodnymi wiatrami, dając poczucie zaciszności i przytulności.
Jeśli dodamy do tego zapożyczone z sąsiedztwa drzewa liściaste, ogród jest kompletny: wielowymiarowy i mimo prostoty bardzo ciekawy. A w ukryciu, można zaleźć kącik do zadumy...
Jednolicie zielony ale w różnych fakturach i odcieniach, ale pięknie, prawda?
Z boku dworu położony jest dość duży warzywnik, zaplanowany przede wszystkim praktycznie. Za uroczą, przedwieczną i trochę bajkową bramą...
Pod osłoną starych jabłoni, widzimy kwatery obsadzone tym, co praktyczna gospodyni wykorzystuje w kuchni.
Jeśli praktyczna gospodyni zmarznie w czasie pracy w ogrodzie, albo chce chwilkę odpocząć lub zadumać się, może udać się do małej ogrodowej altanki.
Ja zakochałam się w tej cudnej, bardzo kobiecej kryjówce. Zobaczcie...
Porzućmy romantyczne rozmyślania, wróćmy do praktyki ogrodowej. Na grządkach hoduje się głównie warzywa i owoce, a po zbiorze rozkłada się ich resztki, wprost na zagony.
W ten sposób, od razu wzbogaca się glebę w związki mineralne potrzebne kolejnym roślinom.
Przy warzywniku w zasadzie nie ma roślin ozdobnych. Gdzieś po bokach widoczne są dalie i suchołuski, ale nic poza tym...
Moją uwagę zwróciły też jabłonie, każda jest opisana przy pomocy pomysłowej tabliczki.
Poza walorami dekoracyjnymi i ochroną warzywnika, w ten sposób promuje się także stare, lokalne odmiany.
Warzywnik jest piękny: użyteczny i dekoracyjny.
Kolejne ciekawe miejsca ze skansenu- następnym razem.
No tak, a u nas dzieliło się majątki i rozdawało...widziałam taki majątek-ruina, były właściciel chciał go remontować, ale ten nie tylko mocno przebudowany, ale tez obecnie pełni role wielomieszkaniowego...hmmm... bloku? Ludzie tam mieszkający są biedni, dach połatany czym się da, każde drzwi (piękne drzwi...) wymalowane kolejną warstwą kolorowej olejnicy. Sztukaterie odpadają, okna częściowo plastikowe, częściowo zamurowane (nie ma łuków, są proste prostokąty)...folwark i zabudowania gospodarcze to kompletne ruiny, bez dachu, belki stropowe powycinane, metalowe części powyrywane, okna powybijane, w ceglanych, łukowato wygiętych stropach piwnicznych królują śmieci z ostatnich 20 lat...przykro patrzeć. Za to na Twoich zdjęciach miło oko zawiesić, warzywny ogródek piękny! I jaki ładny banerek!
OdpowiedzUsuńa ja czekam z niecierpliwością na "następnym razem" w skansenie...wspaniałe relacje...dziękuję!
OdpowiedzUsuńprzepiękne ogrody!
OdpowiedzUsuńOk, my tu gadu-gadu, a ja mam jedno podstawowe pytanie - tzn. co trzeba zrobić, aby tam zamieszkać???:) Te zdjęcia - a zwłaszcza ta kobieca stolica refleksji to miejsce, które po prostu idealnie wpisuje się w mój gust. Od teraz mój ogródek wydaje mi się zupełnie banalny, jestem zła;)
OdpowiedzUsuń