STRONY MOJEGO OGRODU:

12 wrz 2014

Rudbekie - piękne w ogrodzie, ale groźne na łąkach

Rudbekie to cudowne jesienne byliny. Są dostępne w wielu gatunkach (rudbekia błyskotliwa, lśniąca i okazała) i odmianach o złocisto-rudawych odcieniach rozświetlających jesienne kompozycje.
Podobają mi się zarówno odmiany ciemne, o zdecydowanych brązowych środeczkach i podbarwieniach płatków, jak i jednolite, po prostu słoneczne.
Na południu Polski rudbekia jest nie tylko pięknym mieszkańcem ogrodów, jak widać powyżej,, ale także groźną rośliną inwazyjną. Paradoksalnie, te cechy które traktujemy jako zalety w uprawie ogrodowej czyli odporność, niewielkie wymagania siedliskowe, łatwość rozmnażania przez nasiona i podział, w warunkach naturalnych mogą stać się źródłem problemów.
W południowych rejonach Polski, jeden z gatunków rudbekii: rudbekia naga (Rudbeckia lacinata) jest często spotykanym gatunkiem silnie inwazyjnym.
Rudbekie wywodzą się z Ameryki Północnej, skąd zostały sprowadzone do europejskich ogrodów już w XVII wieku. Szybko rozprzestrzeniły się w mniejszych i większych ogrodach w całej Europie. Doceniono zarówno ich trwałość, atrakcyjność jak i fakt, ze są to rośliny miododajne. W naszej części Europy, rudbekie są wykorzystywane przez pszczoły na zakończenie sezonu wegetacyjnego.
W XIX wieku gatunek ten powoli zaczął kolonizację siedlisk poza ogrodami, a dzięki dużej witalności, zarasta rejony trudne, takie jak: tereny poprzemysłowe, rowy przydrożne, żwirowiska, wilgotne zarośla itd. Jeśli znajdzie korzystne warunki, tworzy łany, sięgające 2-3 metrów wysokości o ogromnej liczbie osobników (jak mówi literatura: do ponad 20 tys roślin/ha).
W Polsce rudbekia naga została uznana za roślinę inwazyjną zagrażającą rodzimej bioróżnorodności. Rejonami, gdzie obecność rudbekii wpływa istotnie na lokalną roślinność są Beskidy i otaczające je pogórza. Ja będąc w Bieszczadach, wybrałam się aby zobaczyć tereny zarudbekiowane w Góry Słonne.
faktycznie, tereny te zostały skutecznie skolonizowane. Jak widać, na łąkach, w rowach, na poboczach, wszędzie występują gęste skupiska rudbekii. Dzięki skłonności do tworzenia gęstych, wysokich łanów, rudbekia likwiduje konkurencję: inne rośliny nie mają żadnej szansy aby wykiełkować czy wygrać konkurencję o dostęp do słońca.
Dodatkowo, korzenie rudbekii, podobnie jak np. orzecha włoskiego, wykazują działanie allelopatyczne, czyli wydzielają do gleby związki trujące, które hamują kiełkowanie nasion innych gatunków.  Gęste łany rudbekii zmieniają warunki do wzrostu innych organizmów także przez to, że ograniczają wysychanie podłoża, stabilizują też temperaturę, obniżając skalę wahań dobowych.
Ze względu na wysoką inwazyjność, prowadzi się działania usuwające rudbekię z miejsc, w których występuje. Trzeba powiedzieć jednak, że zazwyczaj jest to działanie syzyfowe. Aby skutecznie usunąć tak gęste zarośla, teren powinien być głęboko przeorany, a z gleby powinny być usunięte nasiona. Prowadzone doraźnie działania takie jak koszenie nie dają bowiem długotrwałych efektów.
Problem roślin inwazyjnych, wypierających nasze rodzime gatunki, staje się w Polsce coraz bardziej widoczny. Mam nadzieję, że w przyszłości górskie łąki nie staną się łanami rudbekii...
 
 
 

22 komentarze:

  1. Może i te Rudbekie są inwazyjne ale zakochałam się w nich dzięki Tobie :).
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepięknie zaprezentowałaś te niezwykłe kwiaty !!! U mnie w ogrodzie również goszczą i nie mogę się na nie napatrzeć, za ich prostotę, a jednocześnie niesamowite piękno, kolor..po prostu je uwielbiam:))) Szkoda tylko, że ma takie inwazyjne działanie..., na szczęście nie mam jej wiele...
    Miłego dnia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda, że są takie piękne i jednocześnie takie jesienne...

      Usuń
  3. bardzo piękny i ciekawy post...nigdy o "inwazji" nie czytałam...zaciekawiłaś mnie tym problemem...pozdrawiam z Wilczej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatnio dużo czytam o inwazyjności, to takie około-edukacyjne zainteresowanie. A jednocześnie bardzo częsty problem i w moich okolicach, z tym, że u mnie króluje nawłoć, wrotycz, topinambur i czeremcha...

      Usuń
  4. A to ciekawe, nie wiedziałam, że rudbekie, to takie bestie :). Nigdy ich w ogrodzie nie miałam, chociaż zawsze mi się podobały. Pamiętam, że mama miała je w ogrodzie. Zawsze ładnie się prezentowały

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo lubię takie zwykłe, żółte i trochę babcine. pewnie to takie same jak i Twojej Mamy...

      Usuń
  5. Bardzo lubię czytać Twoje opisy roślin. Tyle ciekawego można się o nich dowiedzieć. A do tego piękne zdjęcia. Właśnie nadrobiłam zaległości o hortensjach (zdjęcia prześliczne) i zimowitach (nigdy nie widziałam ich poza ogrodem). Rudbekie bardzo mi się podobają, ale u mnie coś nie bardzo chcą rosnąc. A te inwazyjne bestie faktycznie widziałam w mojej okolicy w przydrożnych rowach.
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, to takie odpryski około-edukacyjne. Tyle ciekawych tematów pojawia mi się w głowie przy okazji opisów roślin... Czasem myślę, czy nie zbyt odległych od głównego wątku...

      Usuń
  6. Jestem tu po raz pierwszy i już mi się podoba Twoje podejście do tematu. Od dziecka mam przed oczami widok tych wysokich roślin za płotem nad rowem. Tworzą duszącą kempię jedną przy drugiej i jedynie gdzieniegdzie pokrzywa czy nawłoć się przeciśnie. Swoją drogą nawłoć... Jakby nie było podobna sprawa - w zastraszającym tempie dominuje nasze zaniedbane łąki i ugory. W kilka sezonów jest w stanie zamienić kiedyś różnorodny nieużytek w jednolite żółte pole.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam! Staram się pisać nie tylko o ogrodach, ale także szerzej o ogrodach w środowisku, i ich wzajemnym wpływie i tym dobrym i tym niedobrym...
      Inwazyjność nawłoci widzę w moich okolicach, już nie ma łąk nad Wisłą, jest tylko nawłoć...

      Usuń
  7. Hm, nie zdawałam sobie sprawy, że taki mamy problem poza ogrodami! Na pewno rudbekia - skąd piękna! - jest bardzo inwazyjna w samym moim ogrodzie, panoszy się wszędzie, ale na kontrolowanym skrawku ziemi można uznać to za zaletę...
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, czasem zaleta może być wadą i odwrotnie. A rudbekie są piękne...

      Usuń
  8. So many marvelous captures of Rudbeckia. Shining and smiling like the sun:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Oj, nie wiedziałam, że to taki "najeźdźca". Na łące obok mnie jest jej siedlisko, tak jak piszesz - całe łany rudbekiowe. Zimą chodziłam i zrywałam jej suche badyle, by okryć moje rośliny. Niechcąco wysiewała mi się na ogrodzie, ale sukcesywnie plewiłam. Muszę pilnować, by nie przedostała się na moje łąki - a jestem z Małopolski właśnie ;) Ale za to mam topinambur - w spadku po przodkach. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może dobrym wyjściem jest ucinanie główek kwiatów zanim będą nasiona? Jeśli masz czas. Czytałam o porządkowaniu i usuwaniu roślin inwazyjnych nad Biebrzą i w Białowieży - bardzo to trudne i wymaga dużej systematyczności. U mnie miałam dziką, rozłażąca się rozłogami robinię za płotem, a potem miasto dosadziło jeszcze nowe, niby-odmianowe (na szczęście uschły), a dalej w stronę Wisły mamy miks nawłoci, wrotyczu i czeremchy a dodatkiem właśnie topinamburu. W pewnym sensie malowniczo, ale to już nie są łąki...

      Usuń
  10. O tym, że rudbekie mogą być takim problemem, nie miałam pojęcia. W mojej okolicy się ich raczej nie spotyka na dziko, a w każdym razie ja nie zauważyłam. A w zeszłym roku pieczołowicie hodowałam sobie sadzonki, więc być może mój ogród jest teraz tykającą bombą. Nawłoć też mam, ale bardzo dbam, żeby się nie rozrastała, wykopuję kłącza, które zbyt daleko wywędrowały i ścinam kwiatostany, zanim zawiążą się nasiona.
    A wrotycz też inwazyjny? Ale to chyba nasz rodzimy gatunek? A czeremcha?
    Ech... gdzie człowiek nie spojrzy, same problemy. A w dodatku to my je stwarzamy.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, kiedyś na łąkach i w lasach po prostu była równowaga, a teraz łatwiej jest ją zachwiać. W mojej okolicy nieużytki, które pewnie kiedyś były polami uprawnymi zarasta właśnie czeremcha, ale nie nasza rodzima (cz.pospolita) tylko amerykańska. Większość roślin teraz inwazyjnych, kiedyś było sprowadzonych świadomie jako ozdobne albo użytkowe. A potem "wybrały wolność" i wygrały ze słabszymi rodzimymi gatunkami...

      Usuń
  11. Dzięki za ten pouczający i interesujący tekst. Przeczuwałam, że problem jest poważny, ale nie że aż na taką skalę! Ja napotykałam łany rudbekii (nagiej) w dolinie Wieprza na Roztoczu. Bardzo mnie to martwiło, bo ja akurat nie kocham rudbekii - nie przepadam za żółtym kolorem. Ale oczywiście mam u siebie w ogródku ze cztery gatunki, wiadomo, to tak uniwersalne i bezproblemowe rośliny że nie posadzić ich to jakby mieć telewizor i celowo nie włączać "jedynki" ;) Ps. Generalnie chyba amerykańskie byliny atakują Polskę. Na Mazurach widziałam miliony wiesiołków w rowach, na Lubelszczyźnie rosną dziko sadźce! I jeszcze te rudbekie... Chyba kwiaty chcą u nas sobie urządzić drugą prerię ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, w wielu miejscach w Polsce jest to problem. Niecierpki na Mazurach, barszcz nad Biebrzą, wspominana już nawłoć i czeremcha nad Wisłą, kolczurka.... Coraz bardziej widać, że człowiek zmienia przyrodę, bardzo często przypadkiem. A w szkole uczymy tylko o królikach w Australii, warto widzieć też te bliższe przykłady...
      Pozdrawiam,

      Usuń
  12. A to ciekawostka, dzieki za informacje! Rudbekii chyba unikne w takim razie:/

    OdpowiedzUsuń

Nie wyrażam zgody na ukryte reklamy w komentarzach!