Był to jeden z pierwszych zakupów drzew do mojego ogrodu. Kupiłam odmianę zwisającą "Pendula" z nadzieją, że odtworzę tamten nastrój. Niestety, poprzednie lata były dość suche i jarzębina rosła bardzo marnie. W zasadzie powinna nazywać się Tarantula, bo wypuściwszy chaotyczne badyle przeszkadzała w koszeniu, przechodzeniu, nie mając żadnego uroku aż ostatecznie doczekała się pogróżek o rychłej eksmisji...
Po kilkukrotnym przycięciu i tegorocznych obfitych deszczach wreszcie jestem z niej zadowolona. Na ładnie zagęszczonych pędach czerwienią się obfite gronka, a gałązki sięgnęły do ziemi dając miły cień kolekcji żurawek.
Odwiedzając tego lata warszawski Ogród Botaniczny zauważyłam oryginalną wystawę prac florystycznych. Moją uwagę zwróciły nowoczesne kompozycje z jarzębiną.
Energetyzujące zestawienie z fioletem,
perfekcyjna konstrukcja na szpileczkach,
doskonałe zestawienie z purpurowym żywopłotem.
Jak różnorodne może być wykorzystanie jarzębiny, prawda?
Owoce jarzębiny są piękne ( szkoda, że to jesień zapowiada) i tym samym ozdoby z nimi są piękne. Pozdrawiam ciepło
OdpowiedzUsuńNiesamowite... jakież cudne rzeczy można wyczarować z tego, co daje nam natura.
OdpowiedzUsuńJarzębina od zawsze cieszyła oko. Jako dziecko robiłem z niej korale w szkole.
OdpowiedzUsuńPiękne rzeczy wyczarowali z jarzębiny.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście w tym roku jarzębiny jakoś szybko koloru nabrały.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Posadziłam jarząb w ogrodzie dwa lata temu i czekam na czerwone kuleczki. Ciekawe kiedy będą. Dekoracje piękne, ale... jesienne... już jesienne..
OdpowiedzUsuńMoja jarzębina też bardzo wcześnie zrobiła się czerwona. Cuda można z niej wyczarować jak widać. Łódź fantastyczna!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Magdo, zapraszam do mnie po wyróżnienie:-) w blogowej zabawie (to prawie łańcuszek św. Antoniego).
OdpowiedzUsuń